środa, 15 maja 2013

PARK NARODOWY OLYMPIC

relacja z wtorek 07.05.2013

Leniwie się przeciągam. Otwieram oczy. Anka kręci się obok. Już nie śpi. Na parterze słyszę skwierczenie bekonu. Będą jajka. Joe to perfekcjonista. Wszystko robi z pełnym zaangażowaniem. Jajecznica jest pyszna. Naomi przygotowuje świeże owoce. Uwielbiam ten dom pełen tajemnic. Kapelusze, obrazy koni i ilustracje do bajek, regały pełne pięknych albumów, stare pianino i stosy płyt winylowych w rogu salonu. Każdy przedmiot ma swoją historię, która czeka na opowiedzenie.

Hurricane Ridge - widok na najwyższe góry
Dzisiaj zaczynamy zwiedzanie Parku Narodowego Olympic. To park często określany jako trzy w jednym - wysokie ośnieżone góry, lasy deszczowe i dzikie plaże Pacyfiku. Zaczynamy od gór, a dokładnie od Hurricane Ridge, czyli najwyższego punktu, do którego można dojechać samochodem. Droga wspina się stromo na odcinku 27 km pokonując ponad 1500 m przewyższenia. Góry wyrastają z oceanu. Z punktu widokowego widzimy najwyższe szczyty włącznie z Mt. Olympus (2428m). W okolicach siedziby parku jest dużo ubitego śniegu. Rzucamy się kulkami i spacerujemy.

Zima nie chce skapitulować
Szosą 101 ruszamy na zachód nad jezioro Lake Crescent. Po drodze zatrzymujemy się na lunch. Lokal jest znany z pysznego deseru – ciasta z jeżynami. To bardzo ceniony owoc w tym rejonie. Galon jeżyn kosztuje 40$, a obszary ich występowania są tajemnicą poliszynela. Rozmawiamy o jeżynach z właścicielką. Skarży się, że z każdym rokiem jeżyny w skupie kosztują coraz więcej.

Lake Crescent
Polodowcowe jezioro Crescent według legendy zostało przedzielone na pół wielkim kamieniem przez boga, kiedy ten zobaczył, że dwa plemiona indiańskie mordują się między sobą w bratobójczej bitwie. Legenda nie mija się bardzo z prawdą. Dawno temu potężne osunięcie ziemi przedzieliło jezioro na pół. Droga wije się kręto tuż przy stromym brzegu jeziora. Nie jeden samochód skończył swój żywot w odmętach jeziora. Niegdyś miejscowi wierzyli, ze jezioro nie ma dna.

Na trawie odpoczywa kaczuszka - nie będę jej przeszkadzać
wodospad Merymare
Spacerujemy krótkim szlakiem do 27 metrowego wodospadu Merymare, który urokliwie spływa po grzbiecie górskim. Czeka nas jeszcze krótki odpoczynek na tarasie historycznego Lake Crescent Lodge (restauracja – hotel), gdzie przyjeżdżał na odpoczynek Franklin Delano Roosevelt. Wygłupiamy się z Anią na molo i spacerujemy wzdłuż brzegu jeziora. Sielankowe popołudnie musi się kiedyś skończyć. Wracamy do Port Angeles. Francine żegna się z nami i wraca do Seattle, a my zabieramy się za pranie i suszenie prania.


Ela z Anią na molo tuż przy Crescent Lake Lodge
Wieczorem przy kieliszku kalifornijskiego wina oglądamy zdjęcia Joe i Naomi z ich podróży po Afryce i Polsce. Jesteśmy zachwyceni zdjęciami. Sprzęt najwyższej klasy i wprawne oko fotografów daje w rezultacie profesjonalne zdjęcia, których nie powstydziłby się National Geographic. Joe i Naomi po raz kolejny zadziwiają nas swoimi talentami artystycznymi. 

Zapraszam, kto chce odpocząć?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...