wtorek, 7 lutego 2017

HANG TIEN - BAJKOWA JASKINIA

Budzi mnie telefon Howarda. 

  • Ekipa czeka na Ciebie pod domem - słyszę w słuchawce.
  • O Boże! – zaspałam. 
Szybko zbieram się i w pięć minut jestem gotowa. Jedziemy do Hang Tien Cave czyli Bajecznej Jaskini.

W naszej grupie jest 6 osób. Jest z nami Dave – Brytyjczyk, który uczy angielskiego w Hanoi, Kyle, która jest scenografką w Hollywood, tajemniczy Austriak o imieniu Gunter oraz 2 Wietnamczyków – przewodnik oraz porter.

W czasie 1,5 godzinnej drogi do punktu obozowego rozmawiam z siedzącą przede mną Kyle. Nasz van tak się telepie, że obie po jakimś czasie milkniemy. Jest nam niedobrze.

dżungla, drzewa obklejone bluszczem

Jesteśmy w Tan Hoa. Krasowe wieże porośnięte drzewami otaczają przepiękny skrawek ziemi z wijącą się leniwie rzeką Nan, która dzieli wioskę na pół. To miejsce jest przykładem potęgi matki natury. Wioska rokrocznie boryka się z powodziami w okresie między wrześniem a listopadem. Przez lata mieszkańcy byli zmuszeni odbudowywać swoje domy po kolejnych kataklizmach. W 2010 roku, fala powodziowa osiągnęła wysokość 12-15 metrów. Setki domów zniknęło pod wodą, dobytek został zabrany przez wodę, a pola ryżowe zostały zniszczone. W tym samym roku liczba najbiedniejszych gospodarstw w Tan Hoa urosła do 80%.

pływające domy

Po fatalnej powodzi z 2010 roku jeden z mieszkańców wioski wpadł na genialny w swej prostocie pomysł. Skonstruował lekką drewnianą konstrukcję, która pod podłogą miała zamocowane blaszane beczki. Dzięki temu domostwo nie tonie, a podnosi się wraz z falą powodziową. Patent sprawdził się znakomicie. Lokalna społeczność wzięła sprawy w swoje ręce. Przez ostatnie 6 lat powstało takich domów ponad 170 i ich liczba będzie rosła. Ulepszona wersja „pływającego domu” jest przymocowana do czterech wysokich bali, które nie pozwalają chałupie odpłynąć. W czterech ścianach może pomieścić się 6-8 osób wraz ze swoim dobytkiem. Koszt takiej konstrukcji to około 1500$. Nie każdego stać na taki wydatek, dlatego władze dotują budowę domów komunalnych, które służą najbiedniejszym rodzinom.

droga prowadząca nas do szlaku

Z Tan Hoa podjeżdżamy samochodem pod szlak, droga coraz gorszej jakości. Kilka razy grzęźniemy w błocie. Kiedy opuszczamy pojazd od razu zapadamy się w brązową breję. Z każdym krokiem słyszę plusk błota, idzie się ciężko. Skręcamy w lewo i wchodzimy w dżunglę. Znajdujemy się w fantastycznym świecie pełnym roślin, pnących się w poszukiwaniu światła. Większość drzew jest opatulona bluszczem. Z daleka słyszę odgłosy małp. Dave idzie przede mną. Jestem ciekawa jego spostrzeżeń odnośnie poziomu języka angielskiego wśród Wietnamczyków. Uczy dzieciaki od roku i miał okazję przyjrzeć się systemowi edukacji. Na moje pytanie odpowiada z zadziwiającą szczerością.

  • uczę w państwowej szkole podstawowej. Dzieci mają zajęcia naprzemiennie ze mną i wietnamskim nauczycielem angielskiego. Muszę przyznać, że jestem beznadziejnym nauczycielem. Nie potrafię ich niczego nauczyć. Nie widzę u nich żadnych postępów.
Tak mnie zaskakuje swoją odpowiedzią, że zaczynam się głośno śmiać.

  • naprawdę jest tak trudno? - pytam wciąż śmiejąc się
  • są dzieci, które świetnie mówią po angielsku z czystym amerykańskim akcentem, ale to dotyczy tylko tych nielicznych jednostek, których bogaci rodzice zainwestowali w prywatne lekcje z Amerykanami. Reszta musi bazować na moich lekcjach w szkole – odpowiada poważnie.
W oddali widać otwór jaskini Hang Tien

Przyglądam mu się badawczo. Ten chudy, kościsty chłopak z niewielką bródką jest ubrany w zwykły T-shirt, cienkie spodnie, a na jego głowie spoczywa czapka z daszkiem. Trzyma się sztywno, ruchy ma niezdarne, co chwila się potyka. Jest powolny i flegmatyczny. Interesuje go flora i fauna. Co chwila przystaje i robi zdjęcia liściom, drzewom i pajęczynom. Jeszcze bardziej interesuje się motorami. Opowiada mi o swoich wyprawach motocyklowych z kolegami. Nareszcie się ożywia. Za nami idzie Kyle. Jest szczupłą, gibką dziewczyną, pełną pasji i werwy. Po kilku minutach rozmowy, czuję, jakbyśmy znały się od wieków. Nie możemy się nagadać. Paplamy jedna przez drugą. W ten sposób szybko mijają kolejne kilometry. 

otwór jaskini Hang Tien
otwór jaskini Hang Tien
to samo miejsce
Otwór jaskini Hang Tien jest imponujący. Jaskinia ma uzasadnioną nazwę. Jest tu nierealnie i pięknie. Tuż przy wejściu ciągną się kaskadowe schody, pooddzielane groblami martwicowymi. System niecek martwicowych powstał ze skrystalizowanego węglanu wapnia. To efekt odparowywania i wypełniania niewielkich jeziorek jaskiniowych. Cały proces trwał setki lat.

w dalszym ciągu otwór

Wędrujemy dalej. Ogłuszający szum wody to niezłomny sygnał, że zbliżamy się do rwącej podziemnej rzeki. Stąpamy po ostrych krawędziach mis martwicowych ze zręcznością linoskoczków. Nagle Dave zatrzymuje się, jego mina mówi wszystko. Próbuje przekrzyczeć hałas i przyznaje, że ma lęk wysokości. Chwytam go za rękę i pomagam mu przejść przez przeszkodę. Przesuwa się w stronę przewodnika, który go będzie od teraz asekurował i wspomagał. Dochodzimy do drabinki i wkraczamy na wyższy poziom jaskini. Nie mogę się napatrzeć na piękne formy jaskiniowe. Czyżbym była w jaskiniowym raju? Jaskinia ma około 4 km długości. Dochodzimy do drugiego otworu i wracamy.

jedna z licznych form krasowych

drugi otwór jaskini

Kiedy wychodzimy z jaskini dochodzimy do tymczasowego obozowiska. Czeka na nas obiad. Możemy odprężyć się przed drogą powrotną. Atmosfera rozluźnia się. Dave decyduje się na kąpiel w zimnej rzece. Kibicujemy mu gorąco, ale nikt więcej się nie wychyla.

wietnamski porter

specjalistyczne buty trekkingowe:)



Kiedy dochodzimy do samochodu jesteśmy tak ubłoceni, że lądujemy w rzece i czyścimy nasze buty. Siadamy w vanie i wracamy do Tan Hoa, gdzie czekają na nas prysznic i czyste ubrania.  Szkoda, że dzień się kończy.

nasz obiad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...