środa, 28 listopada 2012

"KRAWĘDŹ ZIEMI" reż. NIKODEM WOJCIECHOWSKI

To film na który głosowałyśmy z Anetą podczas tegorocznego IX GOFFR w Gliwicach.
Krótkometrażowe dzieło, które zgarnęło na tym festiwalu I miejsce oraz nagrodę publiczności z czego bardzo się cieszę.
Film opowiada o dziesięcioletnim chłopcu, który spędzając wakacje u babci na wsi zauważa, że dzieją się tam różne dziwne i niepokojące rzeczy.
Obcy ludzie, znikający przyjaciel...
Przerażony chłopiec próbuje ogarnąć otaczający świat, ale niewiele rozumie.
Widzi, że inni patrzą na niego z pożałowaniem...
Prawda okazuje się jednak jeszcze bardziej przykra.
Okazuje się, że jest staruszkiem, który pamięta siebie z dzieciństwa, a teraźniejszość miesza mu się z przeszłością.
Jego tożsamość zostaje zachwiana.


Niemoc w chorobie ... to najgorsze co nas może spotkać.


P.S.
Niestety nie weszłyśmy na pierwszy z bloków tematycznych, ponieważ filmy były wyświetlane na małej sali gdzie mieści się ok 40 osób.
Wielka szkoda. Może organizatorzy następnym razem przemyślą sprawę i będą mieli więcej zaufania dla sporej jak się okazało widowni.


Aga

25 listopada 2012 - nasz pierwszy wyjazd


 Pon Bócek daje, Pon Bócek uodbiero. 

Z niczego ni ma nic"

Świętkowa

Pełna widownia 

Cholonkowy przepis na dobry spektakl:


Sporo śmiechu,

3 łyżki zadumy,

szklanka tragedii,

szczypta groteski,

można udekorować anegdotami śląskimi,

całość posypać gwarą

i włożyć do pamięci by utrwalić obraz na dłużej...



Świetni aktorzy Teatru Korez




Aga


P.S. Spektakl polecam osobom o większej wrażliwości ;-)




Agnieszka i Aneta przed wejściem do Górnośląskiego Centrum Kultury. Ania robi zdjęcie.



niedziela, 18 listopada 2012

Pierwszy wyjazd na spektakl - "Cholonek"


Spektakl o Ślązakach po śląsku - zobacz

Wyjazd 25 listopada na godz. 12.00. Cena biletu 40,00 zł.
Chętne prosimy o kontakt mailowy, bo trzeba rezerwować bilety.
Zapraszamy!

MOŻE GOFFRa dla Pani?




Nawet nie wiedziałam, że w Gliwicach odbywa się taka impreza gdzie swoje filmy prezentują niezależni twórcy kina z całej Polski.
Pomysł na GOFFR narodził się osiem lat temu wśród członków GTW.
GTW to organizacja powstała z inicjatywy harcerzy 19 Gliwickiej Drużyny Harcerskiej i liderów Nieformalnej Grupy "SPORTIVA", oraz byłych członków Gliwickiego KLubu Filmowego WROTA.
Promują kulturę na terenie Gliwic i organizują różne imprezy z nią związane.
Festiwal Filmowy GOFFR cieszy się wielką popularnością wśród widzów. 
Podobno w nieistniejącym już Kinie "X" nie pomieściły się kiedyś wszystkie chętne do obejrzenia filmów osoby.
Wybieram się 24 listopada w sobotę do Kina Amok - Scena Bajka na bloki filmów  konkursowych.
Jeszcze nie wiem czy dam radę zobaczyć wszystko, ale na pewno się pojawię. 

Może jest ktoś chętny?

I blok od godz. 16.00 (wstęp wolny )

17.30 rozmowa z Jury, przerwa kawowa

II blok od godz. 18.00 (wstęp wolny )

wręczenie nagród

20.30 pokaz filmów górskich (wstęp 15 zł.) 

To ostatnie interesuje mnie najbardziej, ponieważ jest to pokaz najlepszych filmów z Przeglądu Filmów Lądek Zdrój. 
Jest to impreza, która gromadzi fanów gór.
Jedna z najstarszych imprez tego typu, więc z całą pewnością będzie ciekawie.

Jury konkursu:


A tu jeszcze niespodzianka dla fanów muzyki.
Dzień wcześniej, czyli 23 listopada wystąpi Tomek Lipiński - polski muzyk rockowy.
Jego koncert odbędzie się w Rocka Music Club (Rynek ) .
Bilety 20/25 zł do kupienia w kawiarence IGLO oraz w sklepie GABBA (GCH).

Życzę wszystkim miłego tygodnia i zapraszam już niedługo na relację z tegorocznego GOFFRa ;-)

Aga

P.S.


Na dowód tego, iż interesuję się filmem wrzucam fotę autorstwa kolegi z pracy, który przyłapał mnie i koleżankę w samym środku Mercur w Knurowie ;-)









wtorek, 13 listopada 2012

PINDYRYNDA W TEATRZE


Czy ktoś chce bilet na MAYDAY?


Po raz kolejny zadziwiają mnie rodacy swoją pomysłowością i zaradnością życiową. W sobotę wybrałam się z kolegą na monodram (ja bym to nazwała stand-up comedy) "Sunshine" do teatru Korez, ale o samym przedstawieniu za chwilę. Dotarliśmy do budynku Centrum Kultury Katowice i kiedy już prawie wdrapaliśmy się po schodach, zaczepił nas mężczyzna w średnim wieku. Jego poczciwa twarz wyrażała lekkie zakłopotanie, a może tylko tak mi się wydało:
- Czy wybieracie się może na przedstawienie? - zapytał.
- A i owszem - odpowiada Kamil.
- Mam taką sprawę - ciągnie nieznajomy. - Wygrałem 2 bilety, nie chcielibyście ode mnie odkupić za 25zł? - Znacząco na siebie spoglądamy z kolegą i po chwili wymownej ciszy - Zgadzamy się. Pewnie nie zna angielskiego, a ponieważ cały spektakl jest w tym języku - to i po co mu takie bilety - myślę, litując się nad biednym człowiekiem.
Zaproszenia są do odebrania na nazwisko Marcin Talko*. Wygrał je w "Gońcu"
Zbliżam się do kasy i z lekką nerwowością mówię: Jestem żoną Marcina Gońca..... y....Przepraszam Marcina Talko. Wygrał on 2 bilety. Chciałabym je odebrać. Pani kasjerka nawet na mnie nie spojrzy. Wydaje mi bilety i za chwilę rozliczamy się z panem Marcinem. Ten już bez najmniejszego wahania pyta nas czy nie chcielibyśmy biletów na inne przedstawienia albo koncerty. Kamil jest dociekliwy i chce wiedzieć coś więcej o biletach i jakie jest ich źródło. Okazuje się, że pan Marcin i jego wspólniczka biorą udział w licznych konkursach, zgarniając nagrody w postaci wejściówek na wszelakiej maści imprezy.
- Mam bilety na Mayday w Spodku. Ale tego Wam nawet nie proponuję. Nie wyglądacie mi na fanów tego rodzaju muzyki! - dodaje.
Za to oferuje nam, że wpisze nas na swoją listę stałych odbiorców.
- Jak się dogadamy, to będziecie mogli odbierać zaproszenia na swoje nazwisko, a pieniądze będziecie przelewać mi na konto - dodaje zachęcająco.

MELINA Z NIGELLĄ W TLE


Po wymianie telefonów udajemy się na salę, bo miejsca są nienumerowane - a chcemy zająć dobre miejscówki. Siedzimy w pierwszym rzędzie - pomieszczenie jest kameralne i dobrze się tu czuję.

Czekamy na aktora, pisarza, felietonistę "Gazety Wyborczej" - Irlandczyka Peadar de Burca, mieszkającego od 5 lat w Gliwicach - będzie mowa o Polsce i Polakach. Wyglądem przypomina mi nieco Woody Allena - co prawda - młodszy i przystojniejszy, ale z równie elektryzującym spojrzeniem, żywą mimiką i ciętym dowcipem. Każdy ruch zdaje się być przemyślany i potrzebny.

Zaczyna od tematu nieco typowego: problemów z nauką języka polskiego. Czasami radzi sobie skojarzeniami: Gdy ktoś wypowiada słowo niedziela - on słyszy Nigella*, gorzej gdy chodzi o imię córki - często się myli i woła do córki Melina, zamiast Malina. Z każdym kolejnym podjętym wątkiem jest coraz zabawniej. Uwielbia Polki, a szczególnie ich seksowne głosy. Kasjerka z Tesco doprowadza go niemal do orgazmu, gdy pyta się go czy ma TESCO CLUB CARD. Udając, że nie rozumie prosi o powtórzenie, aby usłyszeć ponętny głos ponownie. Kiedy już dłużej nie można odwlekać  odpowiada uwodzicielskim głosem Jamesa Bonda: maybe yes or maybe not.

Paedre obśmiewa nasze zwyczaje i nawyki. Z codziennych sytuacji, szarej rzeczywistości wyłapuje szczegóły, które wyolbrzymione śmieszą do rozpuku, a czasami słodko-gorzko smakują. Męczą go wszechobecne psie kupy na ulicach, a jeszcze bardziej ponuractwo i gburowatość Polaków. W chwilach zwątpienia - chętnie wróciłby do Irlandii - ale tak w głębi duszy jest zafascynowany naszym krajem - a w szczególności płcią piękną.

Irlandczyk próbuje na swój sposób przekonać nas Polaków do zmiany swojego nastawienia. Prosi nas o powstanie i przytulenie sąsiadów. Eksperyment prosty, ale ciekawy. Jak się domyślacie, niejedna osoba wzdrygnęła się na samą myśl - ale z drugiej strony, co w tym takiego strasznego. Odrobina ciepła i czułości jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Jeśli kogoś zainteresowała postać Peadar de Burca (można by o nim napisać wiele) odsyłam do jego strony na facebooku, a przede wszystkim zapraszam do czytania jego cotygodniowych felietonów w Gazecie Wyborczej (2 wersje językowe) - które znajdują się w zakładce Kocham Śląsk jak Irlandię.

Aneta

ps. Kamil - dzięki za świetny wieczór w teatrze (teraz to już na pewno będziesz sławny:)


* nazwisko zmienione
* Nigella Lawson - słynna prowadząca programy kulinarne, która o jedzeniu opowiada jak o porannym seksie. Mniam, mniam.

MAcierzyństwo...


                Z nazwiskiem i osobą Jespera Juula pierwszy raz spotkałam się w "telewizji śniadaniowej", a następnie na prawie codziennie odwiedzanym przeze mnie portalu Dzieci Są Ważne. To co mówił o dzieciach i sposób w jaki rozmawiał z prowadzącą, zaciekawiło mnie na tyle, że kupiłam jego książkę "Twoje kompetentne dziecko". Lektura wciągnęła mnie bardzo. Nie było to pochłoniecie książki w jedną noc, bo w przypadku matki karmiącej to raczej niemożliwe, ze względu na chroniczne niewyspanie :-), ale towarzyszyła mi w każdej "wolnej" chwili. Czyta się szybko, napisana jest prostym językiem, mimo, że nie traktuje o prostych sprawach. Nie będę jej tutaj streszczała, przytoczę tylko kilka tematów, którymi mnie zachwyciła, a  jednocześnie potwierdziła moje wewnętrzne przekonania:
- opinia autora na temat „metod wychowawczych”:
„ Kiedy rodzi się dziecko, jest ono w pełni istotą ludzką – a więc istotą społeczną, wrażliwą i empatyczną. Te cechy nie są wyuczone, lecz wrodzone. Jednak aby mogły się rozwijać, dziecko musi przebywać z dorosłymi, którzy respektują i kształtują społeczne, ludzkie zachowania. Stosowanie metody – jakiejkolwiek metody – jest nie tylko niepotrzebne, ale wręcz szkodliwe, ponieważ redukuje to pozycję dziecka do roli p r z e d m i o t u. Nadszedł czas  - zarówno w opinii praktyków, jak i naukowców – by zmienić podejście do dziecka, by od relacji podmiot – przedmiot przejść do relacji podmiot – podmiot.”
- mit jednomyślności:  każdy z nas jest inny (na szczęście :-)) i każdy w rodzinie ma swoją rolę. Nie ma więc potrzeby silić się na jednomyślność w kwestiach wychowawczych: „ W zasadzie (rodzice) zgadzać muszą się tylko co do jednego: że różnica zdań jest dopuszczalna.”  Z moich i pewnie z obserwacji wszystkich rodziców jasno wynika, że dzieci bardzo szybko uczą się co im przy kim wolno. Na co pozwala tata, na co mama, babcia, dziadek itd. I świetnie dostosowują swoje zachowanie do osoby, z którą akurat przebywają. I wcale nie należy ich za to potępiać, bo w końcu, kto z nas tego nie robi? :-)         
- używanie języka osobistego : chcę, nie chcę, lubię, nie lubię, zarówno przez dzieci jak i przez rodziców - testuję codziennie, sama jestem zaskoczona skutecznością :-). Myślę, że nauczenie się używania taki słów jest ważne w relacjach ze wszystkimi, nie tylko z dziećmi.
- jasno mówi, że dzieci ZAWSZE współpracują z dorosłymi, mimo, że my nie zawsze tak odczytujemy ich reakcje. A do tego rola rodziców polega na tym, aby oduczyć dziecko tej współpracy i nauczyć dbania o siebie. Co wydaje mi się niesamowicie trudne przy presji starych metod wychowawczych, mówiących głównie o tym, że dzieci powinny być grzeczne. I wcale nie chodzi tutaj o modne w ciągu ostatnich lat bezstresowe wychowanie.
- odpowiedzialność za relacje i atmosferę w rodzinie leży po stronie dorosłych: „Zadania, obowiązki i sprawy praktyczne można scedować na dzieci czy młodzież, ale nie da się tego zrobić z odpowiedzialnością za dobro rodziny. Ona leży wyłącznie w gestii osób dorosłych”.
 W książce jest wiele równie ciekawych stwierdzeń i tematów...ale i tak już za dużo zacytowałam - zachęcam do lektury, jeden egzemplarz jest dostępny u mnie (pod warunkiem szybkiej lektury i zwrotu :-))

„Twierdząc, że dzieci są kompetentne, chcę powiedzieć, że są one w stanie nauczyć nas tego, co powinniśmy wiedzieć. Dzieci dają nam informację zwrotną, która umożliwia odzyskanie utraconych umiejętności i pomaga pozbyć się nieskutecznych, nieczułych i autodestrukcyjnych wzorców zachowania. Czerpanie wiedzy od własnych dzieci wymaga dużo więcej niż tylko prowadzenia z nimi rozmowy w sposób demokratyczny. Musimy zbudować z nimi dialog, którego wielu dorosłych nie potrafi nawiązać nawet z innymi dorosłymi: osobisty dialog oparty na poszanowaniu godności obu stron.”
Ania

PS Zastanawiałam się, czy ten post nie powinien być w dziale "Czytelnia", ale bardziej pasuje mi do MAcierzyństwa i dlatego znalazł się tutaj. 
PPS Wszystkie cytaty pochodzą oczywiście z książki Jespera Juul "Twoje kompetentne dziecko".
PPPS Mąż namawia mnie, żebym dopisała jakiś przykład "z życia". Przykładów w książce jest wiele, a dla mnie najlepiej działającą "metodą wychowawczą" jest głębokie oddychanie...ale to już innym razem, w podrozdziale JOga ;-)

sobota, 10 listopada 2012

Tak se myśla...

Tak se myśla, co by tukej dzisioj naszkrobać. Cosik innego, ale tysz co by było rychtik ciekawe. I nic mi innego nie przyłazi do gowy, ino tyn nosz Górny Ślonsk.
Miejsce w kierym żyjemy, wychowujemy nasze pociechy. Tukej momy robota i swoje zwyczaje.
Momy swoja gwara kiero nie przez wszystkich jest rozumiano i niestety, ale już coroz czyńści zapominano.
Momy trocha inkszo kultura, język. Gwara momy tako że jest wziynte  troszka z niemieckiego i trocha z czeskiego.
Niekierzy z nas mają tu swoje rodziny z dziada, pradziada. Inni zaś tukej sie urodzili, ale ich rodzice abo dziadkowie przijechali  kedyś z innych regionów Polski.
Nie godom, że kaj indziyj jest inakszej, ale mom takie poczucie, że u nas trzymomy się fest z rodzinom.
Godo sie że " z rodzinom najlepij sie wyglondo na zdjynciu". Jo tak se myśla, że u nos nie ino na zdjenciu, ale i na co dziyń. Nie obchodzymy imienin chyba, że to jest Barbara. No, ale to  każdy wiy czamu. Górnicy u nas są wszyndzie. Prawie w każdej rodzinie je jakiś górnik co robi na dole.
Robjymy za to urodziny. I wtedy zjeżdżo sie cało rodzina. I jest bardzo wesoło.
Rychtik srogie urodziny robi się jak kieryś mo Abrahama czyli jak sie kończy 50 lot.
Momy też swoje inne zwyczaje kierych pilnie przestrzegomy.
Ino u nas przed weselem tucze się szkło przed drzwiamy dziołchy kiero mo się wydować. Jest to przeważnie w piontek przed ślubem. Tucze się tak dugo, aż panna młodo wylezie ze kołoczem i gorzołą.
Fest ważny jest u nas Kościół, bo Ślonzocy są bardzo pobożni. W niekierych Kościołach łazi się jeszcze na tzw. ofiara. Wciepuje się wtedy datki do koszyka, abo skrzinki kiero jest na środku przed ołtarzem abo za nim. Jak jest odprawiano msza św. za kogoś to na ofiara idzie najpierwyj rodzina, sąsiedzi, a potem znajomi.
Jak jest Wigilia Bożego Narodzenia to musowo momy na stole dwanoście potraw, a w nich moczka i makówki. Prezynty przynosi wtedy pod choinka Dzieciątko, a Mikołaj przyłazi ino 6 grudnia ;-)
Do starszych godo się na "Wy" przez szacunek.
Dzieci kiere idą piyrwszy roz do szkoły dostowają tyta. Czyli tzw. róg obwitości wypełniony wszelakimi słodyczami.
Niekiere chopy hodują jeszcze gołębie, kanarki, abo papugi.
Fajnie sie żyje na ślonsku. Rychtik fajnie. Tak se myśla czamu tera niekierzy ludzie wstydzom sie tyj gwary.
Moja rodzina cało jest ze Ślonska. Jak my były małymi dziołszkami to sie w szkole mówiło, a w doma godało.
I nic mi sie nie myliło. Ino kedyś, chyba w trzecij klasie jak Pani nom zrobiła dyktando to nie rozumiałach czamu jo dostała sztyry a nie pjyńć.
Poszłach do dom i sie dowiedziałach, że nie pisze się zygor, a zegar.

Tak se myśla, że Wy to wszystko wiycie, ale jakby się tak zdarzyło, że czyto to jaki chop, abo baba co na ślonsku żyją, a  nie pochodzą tukej z tych stron to ciekawo żech jest, czy ktoś cosik, aby zrozumioł z tego co jo to napisała.
Szukałach dzisioj jakichś fajnych stron po ślonsku i napotkałach na tako strona o pewnym fojermonie, kiery już jest na penzyji, ale leje woda tera w internecie. Łobejrzyjcie sie jak mu to wychodzi.

Fojerman


Drugo strona kiero mi sie fest podobo to taki ślonski dizajn. Najbardziej podobo mi sie tako taszka na maszkety. CUDO!
Patrzcie i podziwiejcie!


Dobra... To ida kulać kluski, bo jutro niedziela i trza co by tradycji stało sie zadość.
A w piontek i tak bydzie żur ;-)




Herb Województwa Śląskiego przedstawio złotego orła Piastów górnośląskich bez korony, łobroconego w prawo, na modrym tle.



Agnyszka




Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...