sobota, 11 lutego 2017

LENIWY DZIEŃ W PHONG NHA


Słyszę głosy na parterze, zamieszanie. Spoglądam przez okno. Pada. Szaro i wilgotno. Ubrania rozwieszone na sznurze w poprzek pokoju nadal mokre. Tak jakbym powiesiła je przed chwilą, a nie dwa dni temu. Naciągam spodnie, bluzę i wybiegam na dół. Przechodzę na drugą stronę ulicy i widzę już grupkę tragarzy. 

Dom w którym mieszkam, należy do Brytyjczyków. W kształcie typowy wietnamski dom -
długi i wąski. Wyróżnia się pod innym względem. W domach Wietnamczyków okna 
występują tylko na frontowej ścianie, na bocznych ścianach są one albo bardzo malutkie, 
bądź nie ma ich wcale. Pomimo, że Wietnamczycy żyją właściwie na dworze, 
cenią swoją prywatność i nie wystawiają na widok publiczny swoich sypialni. 

Przygotowują sprzęt przed dzisiejszą wyprawą do jaskini Hang Son Doong. Wiem, że za godzinę będzie tu naprawdę gwarno i wesoło. To tutaj, przed domem Mr Ho Kahna, odkrywcy największej jaskini na świecie, odbywa się wielkie pakowanie. Wszystkie wory zostaną wrzucone na ciężarówkę, a porterzy odjadą autobusem do miejsca gdzie rozpoczyna się szlak. Założą na plecy ciężkie plecaki i ruszą dziarsko w drogę.

jeden z najsilniejszych tragarzy - w fartuszku też mu do twarzy
Mr Ho Kahn, odkrywca jaskini Hang Son Doong - dzisiaj będzie
uczestniczył w wyprawie

To mój ostatni dzień w Phong Nha. Zamawiam śniadanie u gospodyni i czekam na Brytyjczyków. Spoglądam tęsknie na rzekę. Wciąż pada.
Z zamyślenia wyrywa mnie Howard, rozrywa go energia. Pewnie już wypił poranną Coca-colę.

  • To dla Ciebie od prezydenta – mówi, podając mi torbę.
  • Od kogo? - pytam zaskoczona
  • od prezydenta Wietnamu. Wczoraj miałem z nim oficjalne spotkanie i opowiadaliśmy mu o naszej zeszłotygodniowej wyprawie do Hang Son Doong. To podarunek dla Ciebie.
  • dziękuję – odpowiadam w dalszym ciągu zaskoczona, nie wiedząc co więcej dodać.

pożegnalne zdjęcie: od lewej Howard, Aneta, Linda i Logan

Spotkanie z prezydentem było bardzo ważne dla Howarda. W Wietnamie nie milknie sprawa budowy kolejki linowej do jaskini Hang Son Doong, czy nawet dalej posunięty pomysł, aby kolejka ciągnęła się przez środek jaskini. Zwolennicy tego projektu podkreślają, że miałoby to zbawienny wpływ na turystykę w prowincji Quang Binh i tym samym doprowadziło do wzbogacenia lokalnej społeczności. Lobby bogatych inwestorów nie wspomina ani słowem o katastrofalnych skutkach dla środowiska naturalnego. Wyciąg ciągnąłby się przez dżunglę, która jest przecież ostoją dla zwierząt i endemicznych gatunków roślin. Budowa infrastruktury, jak i tysiące turystów, którzy by tu przybyli zniszczyłyby kruchą symbiozę człowieka i przyrody. Aby nie dopuścić do realizacji tego szalonego pomysłu miejscowi aktywiści na czele z Howardem próbują nagłośnić tą sprawę w mediach i naciskają na wysoko postawione osoby, aby pomogły chronić unikatowe dziedzictwo dla przyszłych pokoleń.

Żegnam się z Howardem i Debbie. Za chwilę znikają w autobusie razem z porterami. Czeka ich pięć dni w jaskini.


rzeka ciągnie się leniwie

Pada coraz bardziej. Nie będę cały dzień siedzieć w swojej dziupli na piętrze. Zakładam kurtkę przeciwdeszczową, wsiadam na rower i pedałuję. Wjeżdżam z impetem w kałuże, omijam woły i macham do dzieci wracających ze szkoły. Kieruję się w stronę Paradise Cave (Rajska Jaskinia). To fragment systemu jaskiniowego Vom Cave, najdłuższej suchej jaskini w Azji, liczącej 31 km. Dzięki doskonałemu oświetleniu można podziwiać przepiękne formacje skalne w całej okazałości. Według wielu osób, z którymi rozmawiałam, to najpiękniejsza jaskinia, jaką widzieli w życiu. Mam do przejechania 14 km w jedną stronę. 

rower i ja 

Pytam o drogę przechodniów, wskazują mi kierunek, więc spokojnie jadę dalej. Nie śpieszy mi się. Momentami przestaje padać, ale słońce jest schowane głęboko za chmurami. Droga ciągnie się wzdłuż pól ryżowych z jednej strony i rzeki z drugiej. Rzeka wije się leniwie, tak spokojna, że trudno uwierzyć, że może być śmiertelnie niebezpieczna w porze deszczowej.


Wietnamki przy pracy

Przejeżdżam obok tablicy z napisem Phong Nha Lake House, zaraz widzę po prawej stronie okazałą restaurację i bungalowy tuż przy jeziorze. Moja natura wygrywa, zatrzymuję się na lunch. Jaskinia może poczekać. Gaworzę z miłym recepcjonistą i podpytuję o jaskinię.

Phong Nha Lake House

  • ale to jest bardzo daleko stąd. Popatrz na mapę. - wyciąga kartkę papieru z wyrysowanym planem.
  • Jak zwykle zabłądziłam. Jestem w zupełnie innym miejscu niż powinnam być – śmiać mi się chce z samej siebie. Może to jest znak, że należy mi się odpoczynek. Namawiam chłopaka, żeby mi pokazał ośrodek. Domki tuż przy jeziorze są fantastyczne.

sajgonki z sosem rybnym


Rozsiadam się przy stoliku, za mną przeszklona ściana z widokiem na jezioro Dong Suon. Zamawiam sajgonki, zupę i w międzyczasie przeglądam biblioteczkę. Spędzam tu najbliższą godzinę i dobrze mi z tym. Nieśpiesznie wracam do domu, pełna i szczęśliwa.

w drodze 

Za kilka godzin będę już siedziała w nocnym autobusie. Żal opuszczać mi Phong Nha, ale czeka na mnie jeszcze tyle miejsc, a czas kurczy się nieubłaganie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...