sobota, 25 maja 2013

LUMPEKSOWE ELDORADO

relacja z piątek 17.05.2013

Dzisiaj spotykamy się z Joanną. To Polka, która mieszka w Stanach Zjednoczonych od ponad 20 lat. Bardzo cieszymy się na to spotkanie. Joanna i Bob – jej mąż mieszkają kilka przecznic od Lindy w uroczym domku. Wejście usiane jest kaktusami, tak samo jak wewnętrzny dziedziniec. Joanna pracuje w opiece socjalnej, ale z zamiłowania jest artystką i to uwidacznia się w wystroju jej domu. Określiłabym to stylem południowym z elementami pop kultury amerykańskiej. Podobają mi się żywe kolory ścian i obrazy.

Od lewej: Dennis i Bob

Joanna lubi Amerykę, od zawsze chciała tu mieszkać. Nie jest natomiast ślepo zapatrzona w swoją drugą ojczyznę, widzi jej mankamenty. Działa w wielu organizacjach pozarządowych, w ten sposób pomagając i realizując się. Jej ulubioną postacią jest Elvis Presley. W pokoju wisi kilka jego zdjęć, poniżej zdjęcie jego córki Presilli z autografem. Kiedy Asia pracowała w przedszkolu obchodzono urodziny Elvisa. Dzieci napisały listy do Graceland i zaprosiły jego córkę, a ta przyjechała.

Basen w domu Joanny

Przenosimy się na na basen, który jest w ogrodzie za domem. Woda nie jest jeszcze bardzo ciepła, chociaż kilka ostatnich upalnych dni podniosło jej temperaturę do znośnego poziomu. Przyjemnie jest położyć się na wodzie i odetchnąć  Ania występuje w swoim nowym szykownym stroju kąpielowym, który dostała od Lindy. Wygląda jak prawdziwa gwiazda. Pływamy i wygłupiamy się. Anka nie chce wyjść z basenu, chociaż jest już cała zimna.



Recycling pełną parą
Po lunchu Asia proponuje nam shopping w Saver's. To duży sklep z używaną odzieżą. Z chęcią przystajemy na ten pomysł i udajemy się na łowy. Asia bierze ze sobą trzy duże siatki ze starymi poduszkami, które będą stanowiły nasz wkład własny. W ten sposób oddając je w sklepie możemy zaoszczędzić 20% przy płaceniu. Ogromna hala oszałamia. Wieszaki są na całej długości lumpeksu. Począwszy od koszulek po spodnie, spódnice i sukienki. Są też regały z bibelotami, książkami i płytami. Ustawiam się przy regale z książkami i przeglądam pozycja za pozycją. Stare magazyny National Geographic za 29 centów czy książki podróżnicze za 2,5$. Dodatkowo przy zakupie 3 książek, 4 gratis – jak tu nie skorzystać z takiej promocji. Ładuję książki do koszyka, chociaż wiem, że Witek nie będzie szczęśliwy z powodu następnych stert książek w domu. Ania poluje na prezent dla swojej najlepszej przyjaciółki Ady. Przebiera wśród różnych przedmiotów i w końcu wybiera prześliczny drobiazg. Jestem pewna, że będzie się on podobał adresatce.

W ogrodzie Joanny

Wieczorem Linda serwuje uroczystą kolację dla wszystkich. Pyszna pieczeń, sałatki i lody na deser. Czas ucieka szybko przy wódeczce. Rozmowy o życiu nigdy się nie nudzą. Spędzamy interesujący wieczór. W końcu Asia i Bob nas opuszczają. Trzymamy jutro kciuki za Asię – biegnie w biegu ulicznym na 5 km. Zbiera pieniądze na cele charytatywne. Powodzenia!!

Od lewej: Ela, Witek, Ania, Aneta i Joanna 

piątek, 24 maja 2013

DZIEWCZYNY Z KALENDARZA

relacja z czwartek 16.05.2013

Linda i Dennis, u którym mieszkamy to emeryci. Ich mały parterowy domek jest przytulny. Na ścianach wisi wiele obrazów, a w rogu salonu stoi szklana gablota z kolekcją miniaturowych bucików. Dennis, w którego krwi płynie niemiecka krew, nie przypomina typowego Amerykanina. Jest oszczędny, nie lubi klimatyzacji i zamiast fast foodów woli własnoręcznie przygotowany posiłek. Nie ma dużego samochodu z wielkim silnikiem, tylko Hondę z napędem hybrydowym.

Linda, która jest związana z Dennisem od ponad roku jest bardzo szczęśliwa i zakochana. Połączyła się ponownie z ukochanym po ponad 40 latach rozłąki. Była to jej pierwsza miłość. Tak długi okres  rozłąki nie zmienił ich wzajemnych uczuć. Nieustannie przytulają się do siebie i flirtują – po prostu są szczęśliwi.

 Las Vegas to raj dla emerytów. W okresie zimowym mogą cieszyć się ciepłą pogodą, a kiedy latem panują upały wyjeżdżają na północ lub za granicę i znowu cieszą się ładną pogodą. Linda z Dennisem dopiero co wrócili z Grecji, a za dwa tygodnie wyjeżdżają na oregońskie wybrzeże.

Pan zmęczony upałem odpoczywa w parku
Ania od rana napastuje mnie o plac zabaw. Zabieramy ją na duży plac tuż przy jeziorze. Ze względu na upały wszystkie place zabaw w Las Vegas osłonięte są dużymi płachtami, które skutecznie chronią przed promieniami słonecznymi. Spędzamy tu godzinę. Ania skacze i zjeżdża, biega i bawi się z nami.

Zadaszony plac zabaw
Dzisiaj wybieramy się na zakupy. Witek szuka dla siebie sandałów, a Ela butów trekingowych. Ja nie szukam niczego, ale w sklepach jest klimatyzacja – i to mnie przekonuje. Witek znajduje buty, chce je kupić. Sprzedawca informuje nas, że w dniu jutrzejszym buty będą tańsze o 20%, bo mają od jutra wielką obniżkę. Jesteśmy zdziwieni, że sprzedawca nam to mówi, tak po prostu. Prosimy, aby buty nam odłożył. Wrócimy po nie jutro.

Dziewczyny powygrywały, Witek tylko pozuje

Po kolacji usypiam szybko Anię. Idziemy na show: Pin up (Dziewczyny z kalendarza). Dennis zostaje z Anią. Mamy nadzieję, że się nie obudzi i nie zauważy naszej nieobecności.

 
Show: Dziewczyny z kalendarza
Przedstawienie jest w hotelu Stratosphere (charakterystyczna wieża ze spodkiem). Mamy jeszcze czas do odbioru biletów. Linda wyciąga pieniądze i kieruje się w stronę maszyn do grania. Jest w swoim żywiole. Ela siada przy automacie i też zaczyna grać. Początkowo przegrywa. Kiedy Linda idzie po bilety, maszyna zaczyna szaleć, światła migają, włącza się koło fortuny i patrzymy jak nabijają się punkty. Ela wygrywa 15 dolarów. Teraz pora na mnie. Ja przegrywam, ale na szczęście nie za dużo, bo Linda wraca i musimy uciekać na show.

 
Ustawiamy się pod "ścianką" i robimy zdjęcia. Gwiazdy filmowe:)
Pin-up Girls to show muzyczno-taneczne. Główną gwiazdą, która prowadzi i jest twarzą całego przedsięwzięcia jest Claire Sinclair. To dziewczyna Playboya 2011 roku. Okazuje się ona najsłabszym ogniwem. Występuje tylko w kilku numerach. Wykazuje się zerowym poczuciem rytmu, nawet jej głos jest drażniący dla ucha. Na szczęście pięć tancerek i piosenkarka dają z siebie wszystko.  Zespół muzyków gra z werwą największe amerykańskie standardy.

Claire Sinclair
                    Show jest skromny jak na Las Vegas – orzeka Linda.

Każdy miesiąc kalendarzowy to jeden numer. Była strażaczka gasząca pożar i damski mechanik samochodowy, bejsbolistka i plażowiczki. Bardzo nam się podoba.

W czasie ostatniego numeru dzwoni telefon. Z niepokojem spoglądamy po sobie.

                    To Dennis dzwoni – Linda potwierdza i odbiera telefon

                    Anka się obudziła? - pytam

                    Zgadza się – obudziła się i płacze. Dennis mówi, że mamy się nie przejmować. Poradzi sobie – uspakaja nas Linda

Biegniemy przez kasyna. Dennis dzwoni ponownie. Biorę słuchawkę i słyszę głośny płacz Ani. Mój głos jej nie uspokaja. Przyśpieszamy.  Na parkingu pełno. Szukamy samochodu. Linda pędzi na złamanie karku.

Podjeżdżamy pod dom, szybko wychodzę z samochodu i próbuję mentalnie przygotować się na to co mnie za chwilę czeka. Otwieram drzwi wejściowe i słyszę..... ciszę.

Wchodzę dalej. Moim oczom ukazuje się przedpokój. Na dywanie oparci o ścianę siedzą Dennis, a tuż obok niego Ania. On trzyma w ręku mały słowniczek, ona śmieje się obok.

Okazuje się, że Dennis próbował powiedzieć Ani po polsku, że wracamy. To ją na tyle zaintrygowało, że nie tylko przestała płakać, ale zaczęła go poprawiać i śmiać się z jego polskiego. Wszystko dobrze się skończyło.

wtorek, 21 maja 2013

VIVA LAS VEGAS!

relacja z środa 15.05.2013

kasyno w hotelu Circus Circus
Las Vegas jest szykowne i kiczowate. Każdy znajdzie coś dla siebie, jeśli wie gdzie tego szukać. Wchodząc do hotelu i przechodząc przez kolejne kasyna, można zgubić się w czasie i przestrzeni. Automaty przestawiane są co kilka dni, aby nie można było się do nich przyzwyczaić. Wszechobecny dym papierosowy i alkohol, który jest tak potępiany gdzie indziej, tutaj nikomu nie przeszkadza. Miękkie dywany kilometrami ciągną się korytarzami. I to uczucie. Wielka nadzieja na wygraną. Wsuwasz do maszyny 5 dolarów i po kilku udanych strzałach na wirtualnym koncie jest 10 dolarów. Zamiast odejść, grasz dalej. Kilka minut później tracisz pieniądze, ale widzisz od razu szansę odegrania się. Maszyna łudzi Cię dalej wygraną. Znowu prawie się odgrywasz i odzyskujesz 10 dolarów. Premia i znów czujesz się jak Pan świata. Ludzie wrzucają po 100 dolarów i patrzą jak punkty podwajają się, aby za chwilę zniknąć.

wyścigi konne w hotelu Circus Circus
Ale może tym razem się uda. Ktoś obok rozbija bank. Monety spadają, wszyscy dookoła spoglądają na niego. Jest potwierdzeniem, że aby wygrać, trzeba grać.

Rzucanie kurczakami do celu
Rozpoczynamy naszą podróż przez kasyna od jednego z najstarszych: Circus Circus. Jak sama nazwa wskazuje hotel nawiązuje wyglądem do cyrku. Jest to miejsce hipotetycznie przyjazne dzieciom. Rodzice rzucają lotkami w balony i zdobywają dla swoich pociech maskotki. Obok ktoś rzuca z katapulty kurczakami do wiaderek. Nagrody to w większości maskotki. Na scenie co pół godziny krótki show. Akrobaci z Ukrainy, clown rzucający pałeczkami czy akrobacje na trapezie. Nie są to występy najwyższych lotów – ale są za darmo, więc ludzie chętnie tu przychodzą.

Clown
Para akrobatów z Ukrainy
Każdy z turystów ma inny strój, nie ma żadnego dress codu. Kobiety w miniówkach, eleganckich sukniach mogą mieć buty na wysokich obcasach, równie często paradują w japonkach. Tuż obok gruby mężczyzna z wielkim brzuchem piwnym w rozciągniętej podkoszulce. Nagle z drzwi wychodzi młoda para. Piękni młodzi ludzie z uśmiechami na twarzy. Dziadek pomarszczony jak zasuszona śliwka gra na dwóch automatach naraz. Mija mnie dziewczyna wioząca dzieci w wózku. Muzyka, hałas automatów – wszystko jest takie nierealne.




Wychodzimy stamtąd i przemieszczamy się do innego hotelu. Na zewnątrz jest gorąco. Parkujemy na podziemnym parkingu hotelu Mirage. Idziemy ponownie przez kasyna aby dojść do ośrodka badawczego, gdzie mieszkają delfiny. Naukowcy nie zmuszają ssaków do żadnych sztuczek, nie ma pokazów. Można natomiast zobaczyć ssaki podczas karmienia i ich codziennych treningów. 




W pierwszym dużym basenie żyją starsze delfiny, niektóre urodzone już tutaj. Można je podglądać przez wielkie szyby w podziemnym korytarzu lub na zewnątrz. Delfiny lubią się bawić. W drugim basenie młode delfiny wygłupiają się z piłkami, rzucają je do siebie i skaczą. - chyba sprawia im to radość. Mogłabym tak godzinami oglądać je podczas zabawy.


W pozostałej części ośrodka znajduje się ogród, gdzie w klatkach żyją duże koty typu tygrysy, lwy i pantery. Drapieżniki wylegują się leniwi. Mają wszystkich w nosie. Zapewne wolałyby być w swoim naturalnym środowisku niż czuć się osaczone przez ciekawskich ludzi, którzy każdy ich ruch komentują: ach i och, robiąc przy tym tysiące zdjęć.  

Karmienie delfinów


Ps. Ani podoba się w Las Vegas. Przebiera się w strój księżniczki, który dostała od babci Lindy

Mam nadzieję, że nie spodoba jej się ten styl

ŚMIERĆ ZAGLĄDA NAM W OCZY

relacja z poniedziałek i wtorek 13 - 14.05. 2013

Droga do Nevady
Judy żegna nas w swoim sklepie. W części środkowej znajduje się mała kawiarnia. W ofercie jest kawa z ekspresu ciśnieniowego, smoothie (czyli wyciśnięte owoce z lodem) oraz `ciasteczka. Siadamy przy stoliku i zamawiamy kawę. Judy siada z nami. Czasami wejdzie ktoś, kupi kawę i wyjdzie. Oglądamy ubrania i artykuły dekoracyjne. Wnętrze jest przytulne. Na ścianach wiszą prace lokalnych artystów. Wiele z nich nawiązuje do życia na Dzikim Zachodzie. Otwarte szafy są pełne eleganckich sukienek i spódnic. Na ziemi stoją kowbojki, obok buty na szpilkach. W rogu regał z poduszkami i ręcznie wyszywanymi ściereczkami. Sklep pełen jest bibelotów, słoików z miodem i dżemami oraz innych tutejszych przysmaków.

Widoki z okna - droga do Las Vegas
Mamy do przejechania najdłuższy odcinek w całej naszej dotychczasowej podróży. 900 mil nie brzmi zachęcająco. Ociągamy się, wiedząc, że mamy przed sobą parę dobrych godzin siedzenia. Czas ucieka nieubłaganie. Po raz kolejny żegnamy się z Judy i ruszamy w trasę.

Ania od razu chce oglądać bajki, które pożyczyła od cioci. Mały ekran przy suficie daje jej odrobinę rozrywki. Śmieje się i powtarza słowa piosenek. Tymczasem Witek i Ela studiują mapę. Droga do Las Vegas według naszych kowbojów bardzo nudna, dla nas jawi się ciekawie. Tereny półpustynne, góry, przestrzeń i pośrodku tego wszystkiego my.

Tankujemy się do pełna. Tabliczki z napisem: następna stacja za 140 mil to tutaj nic nowego. Droga w większości pusta. Mila mija za milą. Późnym popołudniem dojeżdżamy do Nevady. Pierwsze miasteczko, a właściwie motel, kasyno i 2 stacje benzynowe nie wyglądają zachęcająco. Chcemy kupić owoce, chleb, sok i wodę. W sklepie tuż przy stacji benzynowej, który okazuje się supermarketem – korzystamy z toalety i nabywamy wszystkie potrzebne artykuły. Pośrodku wielkiej pustki, w klimatyzowanym pomieszczeniu, które odgradza mnie od nagrzanego powietrza na zewnątrz czuję się zagubiona w czasie. Patrzę na kasjerkę, grubą kobietę o ciemnej karnacji. Jej oczy Indianki zapadają się w fałdach tłuszczu. Zdaje się tu być nie na miejscu. Już nie wiem czy mi się to wszystko nie śni.

Zachód słońca w Nevadzie
Kolejne kilometry uciekają Jemy banany i ciastka. Zapada zmrok. Ruch spada niemal do zera. Od czasu do czasu mijamy pojedyncze, gigantyczne ciężarówki. Gdy spotykamy stację benzynową, tankujemy, chociaż mamy jeszcze połowę zbiornika. Większość nocy jedziemy. Ania śpi. Nad ranem jesteśmy tak zmęczeni, że stajemy i robimy ponad trzygodzinną przerwę. Wszyscy śpią.

Dolina Śmierci
Gdy się budzę, wjeżdżamy do Beatty. Mijamy drogowskaz do Doliny Śmierci. Witek nie może nadziwić się nad spalaniem samochodu. Prosta droga, żadnych świateł, skrzyżowań i stała prędkość ustawiona przy pomocy tempomatu pozwalają nam przejechać 31 mil na 1 galonie benzyny. Ania się budzi. Idziemy się umyć, przebrać w coś lżejszego i zatrzymujemy się przy sklepie. Trzeba się przyzwyczaić do wyższych temperatur.

Zabrinski Point
Dolina Śmierci
Wszyscy są w dobrych humorach. Do Las Vegas jest coraz bliżej. Zostało 150 mil do naszego celu. Przez głowę przelatuje mi pomysł. Jesteśmy na wysokości Parku Narodowego Death Valley (widziałam przecież znak). Jakby tu przekonać załogę, abyśmy troszkę zboczyli z drogi i przejechali przez Park. Nie będzie to proste. Nikt z nas nie lubi wysokich temperatur, ale z drugiej strony, kiedy tu jeszcze przyjedziemy. Myślę intensywnie. Taktyka przygotowana. Przeglądam jeszcze mapę. Jak przejedziemy przez park to specjalnie nie nadrobimy drogi. Wjedziemy od wschodniej strony i wyjedziemy na południu.

Zabrinski Point - Dolina Śmierci
- Elu, nie chciałabyś zobaczyć największej depresji w USA i jednego z najbardziej gorących miejsc na świecie – zagaduję.
- Nie damy rady wędrować w wysokich temperaturach. Witek będzie musiał nosić cały czas Anię – odpowiada od razu
- Możemy objechać samochodem całą trasę Zatrzymamy się przy słonym jeziorku Badwater (-87m p.p.m),  zwiedzimy Visitor Center i po drodze zatrzymamy się na Zabrinski Point (punkt widokowy). Proponuję jeszcze przejechać między górami, najładniejszą widokową trasą. Ma 15 km, ale jest niebywale malownicza. Co wy na to? - z błyskiem w oku proponuję
- Aneta, znowu chcesz nas wpakować w kłopoty! - burka pod nosem Witek
- Jak nie będziemy za dużo chodzić, to się zgadzam – przytakuje Ela.
Patrzę na Witka. Skapitulował. Decyzja zapadła. Zawracamy. Znajdujemy drogowskaz na Dolinę Śmierci i za kilka mil jesteśmy w Parku. Temperatura rośnie w zastraszającym tempie. Z trzydziestu wzrasta do 39 stopni.

Zabrinski Point - Dolina Śmierci
Położona na pustyni Mojave Dolina Śmierci ciągnie się przez ponad 200 km. Z jednej strony otoczona jest górami Panmint, z największym szczytem Telescope Peak (3368m), z drugiej łańcuchem gór Amargosa. Prawie nigdy nie pada tu deszcz. Góry skutecznie blokują opady.

Wozy ciągnięte były przez 20 mułów
Krótki przystanek, aby zobaczyć wagoniki, którymi pod koniec XIX wieku przewożono boraks z prowizorycznej kopalni. 20 mułów ciągnęło ciężkie wozy przez całą dolinę. Minerał, który zwany był białym złotem rozpalał umysły poszukiwaczy. Wydobycie było opłacalne. Boraks służył do produkcji mydła i środków piorących.William Colleman, który był właścicielem tego terenu sprowadził chińskich robotników, którzy spali i jedli w namiotowym miasteczku, tuż przy miejscu wydobycia. Ze względu na kłopoty finansowe właściciela i odkrycia boraksu w innych częściach Kalifornii, kopalnia została zamknięta po 5 latach. Robimy zdjęcia i szybko wracamy.

Badwater - najniższa depresja w USA
Visitor Center wita nas 42 stopniami gorąca. Gdy wchodzimy do budynku klimatyzacja działa na pełnych obrotach. Kupujemy bilet (20$) i rozglądamy się po sklepie z pamiątkami. Proszę rangera, aby puścił nam film o parku. Zgadza się ochoczo. Wchodzimy do małej salki kinowej i napawamy się chłodem. Dolina śmierci nazywa przez Indian Szoszoni płonącą ziemią. Do tej pory niewielka ich liczba zamieszkuje teren parku i opiekują się swoją mityczną krainą. Pijemy zimną wodę ze specjalnych kranów, napełniamy butelki drogocennym płynem i jedziemy dalej.

Badwater - Dolina Śmierci
Jest już prawie dwunasta i temperatura wzrasta o kolejne dwa stopnie. Za kilka mil zbliżamy się do najniższego punktu na półkuli północnej. Temperatura wynosi 46 stopni. Kiedy otwieramy drzwi uderza w słup gorącego powietrza jakbyśmy stali przed dmuchawą. Mapa wylatuje komuś z ręki i unosi się wysoko w powietrze. Nie wiem czy ją znajdę. Biegnę przed siebie i szlakiem pod górę. Mapa zatrzymuje się na zboczu. Uratowana.

Badwater - Dolina Śmierci

Ania wysmarowana kremem
Przechodzimy 50 metrów i oglądamy popękaną solną równinę. Słone źródełko musiało być przykrą niespodzianką dla tych którzy kartowali to miejsce, gdyż nazwali je „Zła Woda”. 10 minut na zewnątrz jest wyczerpujące. Wsiadamy do samochodu i włączamy natychmiast klimatyzację. Za chwilę skręcamy z głównej drogi, aby wjechać na szlak samochodowy Artist's Drive. Różowe, zielone, fioletowe plamy na górskich zboczach wyglądają jak paleta malarza. Wąska jednokierunkowa droga wije się wzdłuż wzgórz, raz ostro pod górę, aby za chwilę opaść w dół. Witek patrzy na wskaźnik oleju. Niebezpiecznie podniósł się do góry. Stajemy na poboczu. Robimy zdjęcia. Lepiej nie myśleć, co by się stało, gdyby samochód zepsuł się nam w takim miejscu. Tym razem jedziemy w dół. Hamulce są rozgrzane do czerwoności.

W oddali Artist's Drive
Z niepokojem obserwujemy wskaźniki i modlimy się, aby szlak się skończył. Gdy wyjeżdżamy z Parku temperatura spada, ale tylko do 39 stopni.

Do Las Vegas wjeżdżamy około 16.00. Linda i Dennis mieszkają blisko centrum. Nawigacja doprowadza nas bezbłędnie pod dom. Co prawda dom Lindy nie ma numeru, ale spostrzegamy punkt rozpoznawczy – żółty hydrant i już wiemy, że jesteśmy na miejscu.
Dolina Śmierci
Powitaniom nie ma końca. Cieszymy się, że dojechaliśmy. Linda przygotowała na kolację lazanię i pyszną sałatkę. Jesteśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Do wieczora rozmawiamy i rozgaszczamy się.

poniedziałek, 20 maja 2013

POMALUJ MÓJ ŚWIAT


relacja z niedziela 12.05.2013

Painted Hills
Dzisiaj wybieramy się na wycieczkę do John Day Fossil Beds National Monument, który znajduje się około 90 mil od Prairie City. Park zajmuje powierzchnię 57 km2. Pod koniec XIX wieku naukowiec Thomas Condon odkrył na tym terenie skamieniałości ssaków i roślin żyjących miliony lat temu co dało początek badaniom na szerszą skalę. Działalność naukowców zaowocowała uznaniem tego miejsca w późniejszym czasie za Pomnik Narodowy.

Muszę zrobić jeszcze jedno zdjęcie!
Ekipa razem

33 miliony lat temu lawa, a później popioły wulkaniczne pokryły ziemię w tym rejonie. Z jednej strony wybuchy wulkanów były bezlitosne dla ówczesnej flory i fauny, z drugiej jednak szczątki roślin i zwierząt w postaci skamielin były w stanie przetrwać pod popiołami przez miliony lat i to w dobrym stanie. Warstwy minerałów takich jak glin, krzem, żelazo, mangan, magnez, wodór, fosfor, potas, wapń i sód są odpowiedzialne za tęczowe barwy skał. Kolory są wyraźnie widoczne, gdyż wzgórza są nieporośnięte praktycznie żadnymi roślinami. Roślinność nie rozwinęła się tu ze względu na wysoką absorpcję wody i gęstość minerałów.





Park podzielony jest na 3 sekcje. Wybieramy najbardziej fotogeniczną część parku: Painted Hills. Im bliżej celu jesteśmy, tym bardziej temperatura rośnie. Występuje tu klimat półpustynny. Pada jedynie zimą. Wzgórza zachwycają kolorami. Aksamitne pasy czerwieni, zieleni, brązu i czerni przeplatają się tworząc magiczną scenerię.

Ruszamy na szlak. Jeszcze nie wiemy co nas czeka
Bardzo nam się tutaj podoba. Wchodzimy na szlak widokowy, prowadzący wzdłuż wzgórza na szczyt. Temperatura rośnie niemiłosiernie. Gdy jesteśmy na końcu szlaku Ania zaczyna słaniać się na nogach i odmawia współpracy. Mamy mało wody. Szybko schodzimy na dół. Pomarańcze i woda orzeźwia nas i wracamy do żywych.

Ania jest zmęczona
Dzisiaj obchodzony jest dzień matki. Jest to święto popularne i obchodzone w Ameryce z wielką pompą. Święto jest ruchome i zawsze przypada w niedzielę. Judy została dzisiaj obdarowana czasem. Co to znaczy? Jej synowie i mąż oddali jej po 2 godziny swojej pracy. W tym czasie wykonali prace porządkowe w domu np. naprawa spryskiwaczy czy kapiący kran. Na co dzień, zbyt zajęci zajmowaniem się bydłem nie mają czasu na tego typu prace i utrzymanie domu w porządku pozostaje na głowie kapitana, jak nazywana jest Judy.



Niedziela nie różni się tutaj niczym specjalnym od pozostałych dni. Praca i praca. Wszystko kręci się wokół krów. Chwila relaksu. Daję Allenowi nasze polskie krówki. Mówię mu, że to kowbojskie cukierki. Śmieje się i próbuje z ochotą.

Wnuki Judy mają swoje kucyki. Próbujemy namówić Anię, aby spróbowała usiąść na koniku. Nie da się przekonać. Karmi je tylko marchewką, ale usiąść nie chce. Kowboja to z niej nie zrobimy. Z przyjemnością natomiast bawi się z jedną z dziewczynek. Bariera językowa wydaje się im nie przeszkadzać. Siedzą na dywanie i układają klocki. Miło popatrzeć.

Kolejny zachód słońca nad Strawberry Mts.

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...