środa, 21 maja 2014

Mmmmmmmmmm.........

„W życiu pada wiele pytań, na które czekolada przynosi odpowiedź.”

~ Nigella Lawson
 Polecam : 3,46 minuty z Marcello 


aga

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

The child-driven education



Wściekałam się na samą myśl, że moje dziecko odrabiając zadanie korzysta z Google, a nie z podręcznika...

Polecam wystąpienie SUAGATA MITRA na temat jego eksperymentu z samodzielnym uczeniem się.

Czwarty filmik na poniższej stronie.







poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Dla Kojaka i jego CZARUjącej, ciążarującej żony ;-)

Peryskop Dnia codziennego przedstawia:

(dzisiaj otrzymałam to mailem od koleżanki z pracy więc nie wiem czyjego to autorstwa ;-)


Co ma zrobić mężczyzna, by się przekonać jak to jest być w ciąży ...



Bywa, że panom trudno zrozumieć, czemu ich wybranki kiepsko się czują, będąc w ciąży. Oto lista rad, które powinien wprowadzić w życie mężczyzna, by pojąć jak fajnie jest być w stanie błogosławionym.

1-3 miesiąc :
1. Każdego wieczora organizuj sobie zatrucie np. jedz przeterminowaną rybę i popijaj mlekiem. Później dowiesz się po co.
2. Rano wstań, weź pigułkę nasenną i idź do pracy. Jeśli bardzo źle się czujesz, zostań w domu, ale nie zapomnij posprzątać i ugotuj obiad.
3. Do kostek nóg przywiąż woreczki z piaskiem, po 1,5 kg na nogę.
4. Przed wyjściem z domu włóż do kieszeni zdechłą mysz i nie wyjmuj przez cały dzień.
5. Tego nie jedz! Tamtego też nie! Najlepiej zjedz jabłko.
6. Rzuć kawę, coca-colę, mocną herbatę, napoje gazowane. Chciałbyś skoczyć z kumplami na piwo?  Nie ma mowy!
7. Usiądź wygodnie i zjedz jogurt. Nie masz ochoty? Zjedz choć trochę.
8. Porzygałeś się? Posprzątaj po sobie. Nie wołaj żony, jest zajęta.
9. Idź na pobranie krwi. Muszą ci zrobić niezbędne badania.
10. 3 razy w miesiącu chodź na badania do proktologa!

3-6 miesiąc :
1. Do brzucha przywiąż materac z wodą.
2. Nie odczepiaj go przez cały dzień, nawet gdy się ubierasz i wiążesz buty.
3. Śpij z tym materacem. Jak to jak? Na boku.
4. Nie zapominaj rano wziąć pigułki nasennej.
5. Przed wyjściem do pracy wypij litr wody i weź furosemid.
6. Przed spaniem również wypij litr wody i weź furosemid.
7. Do nosa włóż waciki, tak byś odczuwał lekką duszność i noś je cały czas.
8. Masz duszności? Otwórz okno.
9. Idź na pobranie krwi. Jak to po co? Zrobić niezbędne badania. Co z tego, że już robiłeś?
10. 3 razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Materaca z brzucha nie odwiązuj!

6-9 miesiąc :
1. Każdego ranka usiądź na fotel obrotowy i kręć się 10 minut. Potem wstań i szykuj się do pracy. Kręci ci się w głowie? No co ty? To na pewno minie.
2. Dolej wody do materaca.
3. Wypij coś moczopędnego. W pracy pij szklankę wody co godzinę.
4. Nie opuszczaj miejsca pracy zbyt często! Bądź czujny i dyspozycyjny. Ciąża to nie choroba!
5. Zwiększ wagę woreczków z piaskiem, które masz przywiązane do kostek nóg do 2 kg.
6. Wieczorem nie odwiązuj materaca, połóż się do łóżka i bądź namiętnym kochankiem.
7. Wydaje ci się, że nie jesteś teraz atrakcyjny dla żony? Bądź wspaniałomyślny, wybacz jej.
8. Poświęcaj żonie więcej czasu i uwagi, przecież jej też jest ciężko.
9. Idź na pobranie krwi. Po co? Po to samo co zawsze, niezbędne badania.
10. 3 razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Oczywiście, że z materacem.

Bo najważniejsze jest, by dopisywał nam humor ;-)

Aga

niedziela, 16 lutego 2014

NASI W RZYMIE CZYLI SOBIESKI W WATYKANIE - trzeci dzień w Rzymie

Po śniadaniu idziemy ze Sławkiem na szybkie zakupy. Wczoraj wieczorem nie udało się nam zaopatrzyć w potrzebne produkty, bo wszystkie sklepy były już zamknięte, co nas zdziwiło. Market zamknięty, sklepiki zamknięte, cisza. Chcemy kupić kilka kartonów wina, które jest tu bardzo tanie (ok 1,5 Euro za litr) ale nie przypomina w smaku naszych tanich winiaczy.

W Rzymie jest ponad 2500 "Nasoni" (Nosale) - fontanienki  z czystą, pitną wodą.
Przypadkowo trafiamy na włoski targ. Duża przykryta hala od razu przykuwa naszą uwagę. Stragany z rybami, owocami, warzywami, serami i garmażerką. Włosi uwijają się, dostawiając coraz to nowe produkty do swoich stanowisk. Smacznie tutaj.

Statuetka kobiety z południowej Anatolii (5600 p.n.e.)

Wracamy do Watykanu, a dokładniej do Muzeum Watykańskiego. Bilet w cenie 16 Euro pozwala na całodzienne zwiedzanie całego kompleksu. Prawdopodobnie najbogatsze zbiory sztuki na świecie zgromadzone są w kilku muzeach i galeriach i udostępnione dla zwiedzających od 1787 roku. Nie sposób opisać wszystkiego co można tu zobaczyć. Korytarze mają około 7 kilometrów, a nagromadzenie dzieł najwyższej klasy jest niewyobrażalne.

"Anielski krajobraz" Salvador Dali (1977) w kolekcji sztuki nowoczesnej Muzeum Watykańskiego

 Pedro Cano: "Objęcie" - przedstawia Stefana Wyszyńskiego obejmującego Jana Pawła II w 1980 roku

W drodze do Kaplicy Sykstyńskiej Michała Anioła przechodzi się przez sale pełne antycznych rzeźb, ceramiki, arrasów, mozaik i obrazów oraz przepięknych fresków. Eksponaty zostały specjalnie wyselekcjonowane spośród ogromnej liczby dzieł, które są własnością Watykanu. Na mnie największe wrażenie robi Galeria Map Geograficznych umieszczona w długim korytarzu. 40 map w postaci fresków, ukazujących topografię Włoch i posiadłości Kościoła jest oszałamiająca. Antonio Danti malował je przez 5 lat (koniec XVI wieku) na podstawie rysunków wybitnego geografa Ignazio Dantiego.

Podarunek narodu polskiego dla Papieża Leona XIII: "Sobieski pod Wiedniem"
Nie mogę nie wspomnieć o polskim akcencie. Ogromnych rozmiarów obraz Jana Matejki zdobi Komnatę Sobieskiego. Obraz przedstawia samegoż króla Jana III Sobieskiego po zwycięstwie pod Wiedniem. Obraz to dar malarza dla papieża Leona XIII z okazji obchodów 200 rocznicy odsieczy wiedeńskiej.

Jeden z eksponatów Muzeum Watykańskiego

Kiedy docieramy do naszego celu czyli Kaplicy Sykstyńskiej jesteśmy już mocno zmęczeni. Przed samą Kaplicą umieszczono małą kafejkę, ale kawę trzeba pić na stojąco, więc rezygnujemy i przekraczamy próg miejsca, gdzie zgodnie z tradycją od 1492 roku odbywają się konklawe, podczas których wybierany jest papież.

Efektowną klatkę schodową prowadzącą do muzeów zaprojektował Giuseppe Momo w 1932roku

Bardzo jesteśmy ciekawi tego miejsca. Ufundowana przez papieża Sykstusa IV (1475-1483) sala jest zbudowana na planie prostokąta i przykryta sklepieniem kolebkowym z lunetami. Freski na ścianach i sklepieniu wykonane przez mistrza Michała Anioła opowiadają historię ludzkości od stworzenia świata aż do biblijnego potopu. Prace nad freskami zajęły mu tylko 4 lata, co wydaje się być niemożliwe przy ogromie pracy jaką musiał wykonać. Na zachodniej ścianie ołtarzowej widnieje Sąd Ostateczny - Chrystus dzieli gestem ręki ludzi na zbawionych i potępionych. Obok niego Matka Boska, święci i aniołowie. Po prawej stronie widać św Piotra z kluczami, a niżej św. Bartłomieja z nożem w ręku i fragmentem własnej skóry.

Gerardo Dottori "Ukrzyżowanie" 1927 - obraz z kolekcji sztuki nowoczesnej

Całe to piękno ma skłaniać do kontemplacji, refleksji nad własnym życie. Unosić serce i duszę, a może nastraszyć nas przed Sądem Ostatecznym. Panujący tu harmider, śmiechy ludzi, strzelanie aparatów (choć to zabronione) zupełnie odzierają to miejsce z mistycyzmu. Głośny komunikat strażników z prośbą o zachowanie ciszy w kilku językach jeszcze bardziej upodabnia to miejsce do bazaru, niż świętego miejsca.

Opuszczamy Kaplicę z ulgą i postanawiamy zajrzeć jeszcze do Pinakoteki. Zmęczenie daje o sobie znać i mijamy obrazy największych renesansowych malarzy nie doceniając ich należycie. Siadamy w największej sali naprzeciwko obrazu Rafaela. "Przemienienie" był jego ostatnim dziełem, rodzajem duchowego testamentu i zdaje się być i naszym kresem.

Renowacja kolumnady Berniniego 
Opuszczamy mury Watykanu, przechodzimy przez most św. Anioła i prowadzeni przez głód szybko natrafiamy na wczorajszy bar Amore z najlepszymi włoskimi zapiekanymi bułkami. Włosi rozpoznają nas od razu i z uśmiechem podają zamawiane przez nas panini. 
Kiedy chcę zamówić kawę, właściciel pyta:
" 3 Americano i 2 latte - jak wczoraj" - przytakuję i odpowiadam uśmiechem. Za chwilę objadamy się pysznymi panini i obserwujemy wchodzących i wychodzących Włochów. Ludzi jest coraz więcej, tłoczą się przy barze w oczekiwaniu na swoje zamówienia. Większość bierze bułki i malutkie papierowe kubeczki z kawą na wynos. Panuje tu rodzinna atmosfera. Lubię to miejsce.

Pełni i szczęśliwi wracamy na stację metra i przemieszczamy się  na stację Colosseo. Okazuje się, że Koloseum jest już zamknięte. Spóźniliśmy się. Nikt z nas nie jest specjalnie rozczarowany. Na dzisiaj wystarczy. Wracamy do naszego hotelu i odpoczywamy do kolacji.

Ostatni rzuk oka na Zamek św Anioła
Na wieczorny posiłek udajemy się do naszej wczorajszej pizzerii. Jedzenie było dobre, atmosfera też. Zachęcona zapachem, zamawiam pizzę. Kucharz właśnie wyciąga pachnące ciasto z wielkiego, centralnie ustawionego pieca. Nazwa pizzerii: Bella Napoli sugeruje, że mogą mieć pojęcie o robieniu pizzy. Wybieram klasykę - pizzę margheritę. Kiedy w 1889 roku do neapolitańskiego piekarza Rafaela Eposito przybywa król Humbert i królowa Małgorzata proponuje on im 3 różne pizze. Królowa zachwyca się trójkolorową: biało (mozarella) czerwono (pomidory) zieloną (bazylia). Kolory symbolizują flagę nowo powstałej Italii. Na cześć królowej pizzę nazwano margheritą.

Zaparkowany na pasach samochód w Rzymie to częsty widok
Moja pizza jest cudownie smaczna. Cieniutkie podpieczone ciasto (rodzaj naszego podpłomyka), świetnie doprawiony sos i świeże produkty czynią z niej prawdziwie królewską pizzę.

Tak mile rozpoczęty wieczór kończymy w pokoju hotelowym degustując nasze kartonowe wina.

niedziela, 9 lutego 2014

WIECZNY ZACHWYT WIECZNYM MIASTEM - drugi dzień w Rzymie

relacja z wtorek 04.02.2013

Rano czeka na nas śniadanie na piątym piętrze. Jobo, Filipińczyk, który sprząta i robi śniadania nie jest może najzgrabniejszym kelnerem czy kuchcikiem, ale stara się jak może. Tosty, dżem, jajka i płatki z niezbyt gorącym mlekiem, do tego kawa i jogurt muszą wystarczyć do lunchu.

 
Wszechobecne skutery

Najbliższa stacja metra znajduje się 5 minut od hotelu. Rzym ma co prawda tylko dwie nitki metra, ale do poruszania się po centrum to idealny środek transportu. Z Castro Pretorio przesiadka na Termini i za kilka minut jesteśmy na Ottaviano. Idziemy wzdłuż Via di Porta Angelica zbliżając się do Placu św Piotra. 

Plac św. Piotra
Ten eliptyczny plac otoczony kolumnadą został zaprojektowany przez Berniniego (1655-1667). Jego centralnym punktem jest egipski obelisk. Służby porządkowe demontują właśnie ogromną choinkę stojąco tuż obok niego. Spoglądamy na Bazylikę św Piotra i dech nam zapiera. Czekamy w krótkiej kolejce do bramek wykrywających metale, rozglądamy się dookoła podziwiając kolumnadę i fasadę Bazyliki. 

W cieniu kolumnady Berniniego
Gwardziści szwajcarscy strzegą dostępu do Papieża
Wchodzimy do wnętrza najważniejszej i największej świątyni w Kościele Rzymskokatolickim. Oryginalnie był to niewielki kościół. Pod koniec XV wieku papież Juliusz II zdecydował o zburzeniu starej bazyliki i wybudowanie większej i bardziej imponującej świątyni. 

Kopuła Michała Anioła

Tuż przy wejściu nagrobek Marii Klementyny Sobieskiej - wnuczki Jana III Sobieskiego

Przez ponad wiek budowy zatrudniano najważniejszych i najzdolniejszych architektów. Donato Bramante, Rafael Santi czy Michał Anioł pozostawili tu cząstkę swojego geniuszu. Przepych, bogactwo, złote zdobienia, monumentalne rzeźby przyprawiają nas o zawrót głowy. Nie wiadomo co podziwiać. 

Szczegół architektoniczny w Bazylice św. Piotra
Każdy szczegół zdaje się być na miejscu, przemyślany i po prostu piękny. Imponujący baldachim z pozłacanego brązu wsparty na 20 metrowych spiralnych kolumnach (Bernini), a nad nim 136 metrowa przepiękna kopuła Michała Anioła. Decydujemy się na wyczerpującą wspinaczkę 551 schodami na kopułę. Wysiłek zostaje nagrodzony widokami kościoła z zupełnie innej perspektywy i widokiem Wiecznego Miasta z wieży. Zwiedzamy groty z grobami papieży i modlimy się przy grobie Jana Pawła II w kaplicy św. Sebastiana niedaleko słynnej Piety Michała Anioła.

Pieta Michała Anioła za kuloodporną szybą

Na dachu świata
Nawa główna
Widok z wieży Bazyliki św. Piotra

Trzynaście postaci na fasadzie Bazyliki 

Watykan od 1929 roku to najmniejsze państwo świata z 1000 mieszkańców. Jest to państwo całkowicie niezależne i świetnie zorganizowane. Odwiedzamy pocztę watykańską i wrzucamy kartki do żółtej skrzynki pocztowej. Drogą Pojednania przechodzimy do Zamku św. Anioła. Droga usiana jest sprzedawcami pamiątek, którzy nagabują do kupienia chusty, różańca czy torebek Dolce Gabana.


Żółta skrzynka na listy
Castel San't Angelo, charakterystyczna okrągła budowla, niegdyś twierdza papieska i więzienie stoi tu prawie 1900 lat wzniesiona jako mauzoleum cesarza Hadriana. Nie chcę się nawet domyślać ile tajemnic kryją jego mury.


Widok z Mostu św. Anioła

Zamek św. Anioła

Przepięknym mostem świętego Anioła ozdobionym barokowymi rzeźbami Berniniego przechodzimy do innej części Rzymu, mniej zaludnionej, ale też pełnej życia. Przez wąskie brukowane uliczki co chwilę śmigają wszechobecne skutery. Suszące się gdzieniegdzie pranie wisi malowniczo przy oknach kamienic. Mijamy malutkie restauracyjki, trattorie, pracownie malarskie i rzeźbiarskie, sklep z ubrankami dla piesków. Kierując się zasadą, że nie jemy w miejscach gdzie jest menu dla turystów i gdzie naganiacze zapraszają na posiłek trafiamy na malutki bar Amore prz Via dei Banchi Nuovi 41. Wchodzę do środka i wiem że zjemy tu lunch. W wąskim pomieszczeniu są zaledwie 4 stoliki i długi kontuar za którym ruchliwi Włosi sprzedają panini (kanapki) i aromatyczną kawę.

Bar Amore
Miejsce jest pełne ludzi, stoją przy barze i delektują się swoimi trzema łykami espresso. Pan przy stoliku czyta gazetę i kręci filiżanką przed wypiciem. Dwie Włoszki rozprawiają o czymś żywo. 
Zdaje się, że właściciele znają niemal wszystkich po imieniu. Nasz angielski na niewiele się tutaj przydaje, ale przysłuchując się klientom wyłapujemy poszczególne słowa, które przydadzą się przy zamawianiu kanapek. Kupuję panini z prosciutto, pomodoro secco i fromaggio. Starszy pan uśmiecha się na mój pokręcony włoski, ale nie żałuje żadnego składnika, zapieka bułkę i za chwilę delektujemy się smakiem i zapachem jedzenia. 4 Euro to niezbyt wygórowana cena za lunch i to w takiej atmosferze. 
Zaczyna kropić deszcz. Czym prędzej udajemy się do innej miejscowej restauracyjki na deser. Panna cotta i kolejna kawa. Jestem w niebie.


Panna Cotta w słoiczku

Sławek wyciąga mapę i wskazuje nasz kolejny punkt programu. Idziemy na plac Navona.


Fontanna del Moro
Piazza Navona powstał w miejscu areny cesarza Domicjana, czemu zawdzięcza swój eliptyczny kształt. Największą atrakcją tego placu są trzy fontanny. Najokazalsza z nich, dzieło nikogo innego jak tylko Berniniego (1651) znajduje się na przeciwko kościoła św. Agnieszki. Fontanna Quatro Fiumi przedstawia figury, które symbolizują ówczesne największe rzeki świata: Ganges, La Plata, Dunaj i Nil. Nad postaciami góruje egipski obelisk sprowadzony przez papieża Innocentego X z Cyrku Maksencjusza. Pozostałe fontanny to fontanna Neptuna i fontanna del Moro.



Kierujemy się w stronę Piazza della Rotonda. Nad placem góruje Panteon - świątynia wszystkich bogów, wybudowana przez Marka Agrypę w 27 r p.n.e na cześć zwycięstwa Oktawiana w bitwie pod Akcjum. Z pierwotnej budowli pozostał wejściowy portyk z kolumnadą i trójkątny tympanon. Strawiona pożarem (80r .n. e) budowla została odbudowana w kształcie który widzimy dzisiaj. 


Panteon
Przed Panteonem

Okrągła rotunda pokryta kopułą, decyduje w dużej mierze o pięknie Panteonu. Wpadające przez oculus promienie słońca rozświetlają wnętrze świątyni, nadając jej tajemniczego charakteru. Co prawda trudno skupić się na pięknie gdy szarańcza japońskich i chińskich turystów pstryka wszystkiemu i wszystkim zdjęcia a przy tym głośno rozmawia i śmieje się, ale staramy się.


Oculus w kopule Panteonu

Największa kopuła zbudowana z betonu niezbrojonego przetrwała do dziś. To koronkowa robota architektów, którzy przy budowie zastosowali materiały od najcięższych, aż po te o najmniejszej gęstości, rozkładając po mistrzowsku naprężenia całej konstrukcji. Panteon to pierwsza pogańska świątynia w Rzymie, którą przekształcono w kościół katolicki, miejsce spoczynku wielkich tego świata, m.in. Rafaela Santi czy Wiktora Emanuella II, pierwszego króla zjednoczonych Włoch. 


Fontanna di Trevi 
Z Plazza della Rotonda to już całkiem blisko do kolejnej obleganej przez turystów atrakcji. Na malutkim placu znajduje się nieproporcjonalnie duża fontanna. Barokowa fontanna di Trevi umieszczona przy ścianie pałacu jest przytłaczająca swoim pięknem. Postaci Neptuna, koni czy trytonów w podświetlonej wodzie robią piorunujące wrażenie. Chciałoby się je podziwiać godzinami.


Im dłużej chodzę ulicami Rzymu, wśród niewyobrażalnie pięknych kamienic, pałaców, wąskich uliczek, fontann, magicznych placów tym bardziej czuję się oszołomiona, duszę się pięknem, mam zawroty głowy. Przytłacza mnie piękno i rozmach Wiecznego Miasta. Ale jednego jestem pewna. Jutro wracam po więcej.


W Rzymie nawet galerie handlowe są eleganckie

Kolacja w małej rodzinnej pizzerii Bella Napoli (Via Alessandria 13/15/17), niedaleko naszego hotelu nie rozczarowuje. Pyszne pasty, pizza na cieniutkim cieście oraz wino pozwala zapomnieć o zmęczeniu po całodniowym spacerze. Przychodzi coraz więcej Włochów. Restauracja zapełnia się melodyjnymi włoskimi głosami dorosłych i dzieci. Zapada noc.



piątek, 7 lutego 2014

RZYMSKIE WAKACJE CZAS ZACZĄĆ - dzień pierwszy

relacja z poniedziałek 3.02.2014

Nareszcie nadszedł ten dzień. Długo na niego czekałam. Pobudka o trzeciej nad ranem nieco studzi mój zapał, ale nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Za chwilę będziemy w komplecie. Ala, Beata i Sławek, moja mama Ala i ja - spędzimy wspólnie kilka dni.

Pięć godzin później lądujemy na rzymskim niewielkim lotnisku Ciampino. Niewyspani i nieco przestraszeni deszczową prognozą pogody opuszczamy terminal. W Rzymie od kilku dni pada. Aura okazuje się dla nas łaskawa i po chwilowym kapuśniaczku, niebo rozjaśnia się.

Wczoraj wydrukowałam dokładną instrukcję jak dostać się do hotelu (google maps), mapkę metra i przewertowałam przewodnik.

Nasz hotel znajduje się na ulicy Via Nomentana. Zamiast droższego biletu prywatnego przewoźnika do komunikacyjnego pępka Rzymu - stacji Termini, wybieramy autobus miejski ATRAL (1,20Euro), który zabiera nas do pierwszej stacji metra linii A - Anagnina. Kupujemy bilet czasowy (100minut - 1.50Euro), przesiadamy się na Termini i dojeżdżamy do stacji Libia. Zostaje nam 1 km do hotelu. Wszystko przebiega gładko, może zbyt prosto. Wychodzimy na ulicę i wyciągam naszą mapkę. Od razu żałuję w myślach, że nie ma z nami Ani, która bezbłędnie odczyta każdą trasę. Nie ma jej, a my musimy poradzić sobie sami. Patrzę w lewo, patrzę w prawo. Powinniśmy wybrać skręt w prawo?
Pytam Włoszkę stojącą na przystanku, mając nadzieję że potwierdzi naszą wersję. Patrzy na mapę, na mnie, jeszcze raz na mapkę.
"- Wy to chcecie przejść na piechotę? To zajmie Wam wiele czasu!"

"- daleko?!" - przecież to tylko kilometr - prycham i kieruję się w prawo.
Brniemy coraz dalej i dalej. Na naszej mapie nie dostrzegamy mijanych ulic.
"Pewnie są zbyt mało ważne, żeby były na mapie" - optymistycznie wzdycham. Po około kilometrze uświadamiamy sobie, że coś jest nie tak.
Dopytuję hindusa sprzedającego na pobliskim straganie. Jednak coś jest nie tak. Musimy wrócić z powrotem do stacji metra i iść w przeciwnym kierunku. Ogarnia mnie fala gorąca. Wiedziałam. Dlaczego nie posłuchałam instynktu. Przecież wiadomo, że jak moja pokręcona logika podpowiada, że trzeba iść w prawo, to stu procentowo należy skręcić w lewo.

Espresso w lokalnym barze

Ruszamy w dobrą stronę. Teraz ulice zgadzają się i Sławek pierwszy ochoczo ciągnie walizkę pod górę. Nasza mapa doprowadza nas do celu. Ulica Via Nomentana 55. Ale zaraz, zaraz - na budynku jest nr 555. Coś tu nie gra.
Na rogu ulicy stoi grubawy młody Włoch, który rozprawia o czymś namiętnie ze starszą kobietą, która trzyma smycz z małym pieskiem w czerwonawym kubraczku. Pytam uprzejmie o hotel i pokazuję mu wydrukowany na kartce adres. Od razu wyciąga telefon z kieszeni, bierze ode mnie kartkę i dzwoni. Słyszę jak po chwili próbuje przeczytać i duka "da..ne obie..k..tu . Jest przekonany, że przeczytał moje imię i nazwisko, próbując powiedzieć recepcjoniście, że dzwoni w moim imieniu. Chce mi się śmiać, ale zachowuję powagę. Momentalnie poważnieje, kiedy uświadamiam sobie, że hotel jest pewnie na innej ulicy, a ja coś pokręciłam. Łapię się dyskretnie za głowę. Moi towarzysze obserwują naszą rozmowę, ale nie domyślają się jeszcze co się stało. W końcu nasz przyjazny Włoch podprowadza nas na ulicę i pokazuje palcem na wzgórze.


Wystawy sklepowe




- "podążajcie tą ulicą pod górę, tu jest nr 555, a na końcu tego wzgórza będzie 55.

Nie jest tak źle. Przecież jesteśmy na dobrej ulicy. Rozpoczynamy marsz. Za 2 kilometry mijamy nr 200.

Czas na przerwę. Zachęcający mały bar. Grupka starszych Włochów siedzi przy stoliku, sączą kawę i palą papierosy. Zamawiamy kawę, rogaliki i kanapki na ciepło. Nieświadomi do końca naszego zamówienia dostajemy nasze kawy. Filiżanki są mikroskopijnych rozmiarów, sam płyn zapełnia połowę naczynka, a kawa jest gorzka. Delektuję się moimi trzema łykami.

Podoba mi się ta długa ulica. Mijamy kolejne wille, sklepiki i przeróżne salony. Przy wejściu do ambasady libijskiej przepychanka między policją a grupką mężczyzn. Dalej ambasady irańska i malezyjska, malutki uroczy park i osobny ogrodzony plac dla psów, które mogą swobodnie pobiegać na zamkniętym terenie.


Sklepik w bramie
Hotel ukryty jest w bramie kamieniczki. Wjeżdżamy starą windą na piąte piętro. Kabina jest nietypowa, bardzo stara, drewniana i zamykana na podwójne drzwiczki, pierwsze ażurowe, drugie wahadłowe. Kabina wąska, malutka - trzyosobowa. Od razu przypominają mi się francuskie filmy z lat 60-tych z takimi właśnie windami. Benjamin przyjmuje nas uprzejmie w recepcji i melduje. Z trudnością odczytuje moje nazwisko z dowodu, z czego mamy radość. Okazuje się, że nasze pokoje są o dwa piętra niżej. To malutki hotelik o nazwie Cesar Palace - właściwie 2 piętra kamienicy. Pozostałe piętra zamieszkane są przez prywatnych mieszkańców. Właścicielem hotelu jest libańczyk, recepcjonista to młody Włoch, nieco roztrzepany, ale gościnny i pomocny. Daje nam klucze i zapisuje kody potrzebne do otwarcia drzwi wejściowych i drzwi na piętrze. W sumie to dobre rozwiązanie bo jesteśmy zupełnie swobodni, a poza tym czujemy się jak posiadacze małej kawalerki w Rzymie. Po krótkim relaksie udajemy się na miasto.

Kierujemy się na Piazza della Repubblica. Zaczyna padać. Jak grzyby na deszczu pojawiają się Hindusi z naręczem parasolek. Próbują sprzedać każdej mijanej osobie swój towar za 5 Euro. W końcu kupujemy jedną taką wspaniałą jednorazówkę za 2,5 Euro. Sławek na każde zaczepki odpowiada, że parasolek mamy w pip i nie wzruszony idzie dalej. Zaczyna padać coraz bardziej.

Lody dla ochłody
Moim oczom ukazuje się gelateria czyli lodziarnia. To nie byle jaka lodziarnia. Gelateria "La Romana" na via Venti Settembre 60 - to dla mnie odkrycie. Otwarta w zeszłym roku cukiernio-lodziarnia to jeden z najnowszych oddziałów rodzinnej firmy z Rimini, która zajmuje się produkcją lodów od 1947 (http://www.gelateriaromana.com/en/). Tradycyjne metody wyrobu lodów w połączeniu ze świeżymi składnikami dają rewelacyjne rezultaty. Poszczególne smaki są zmieniane co 3 godziny, aby były zawsze najwyższej jakości. Jestem miłośnikiem lodów i nie jedne próbowałam, ale te są dla mnie numer jeden. Najpierw na dno mojego rożka ląduje płynna czekolada - wybieram ciemną. Następnie dwie wielkie łyżki lodów o smaku straciatella i panna cotta. Wisienką na torcie jest wielka łycha bitej śmietany. Lody kosztują 2 Euro, ale są nieproporcjonalnie znakomite.

Przeczekujemy deszcz i idziemy dalej.

Rzeźby mijane na ulicach
Zupełnie niespodziewanie natrafiamy na kościół Santa Maria della Vittoria. To kościół, który bardzo chciała zobaczyć Ala. Wchodzimy do niepozornie wyglądającej z zewnątrz świątyni. W środku czeka nas niespodzianka. Barokowe wystawne wnętrze, bogate w zdobienia ściany i sufit zapierają dech. 

Ekstaza św. Teresy
Najważniejszym elementem wystroju jest kontrowersyjna rzeźba Berniniego "Ekstaza św Teresy", która znajduje się w lewej nawie kaplicy. Wykonane na zlecenie kardynała Cornaro w latach 1647-52, dzieło, wykonane jest z białego marmuru. Przedstawia ono św. Teresę z Avili na chwilę przed utratą przytomności. Leżąca na obłoku kobieta czeka na kolejne wbicie strzały w jej ciało, którego za chwilę dokonana młody anioł o niewinnej twarzy. Teresa ma pełen ekstazy wyraz twarzy, który wyraźnie kontrastuje z powagą chwili. Religijne uniesienie świętej jest obserwowane przez kardynała i jego rodzinę, którzy siedzą w loży teatralnej i obserwują tą scenę w napięciu. Piękno kościoła docenił pisarz Dan Brown umieszczając kościół w jednej ze swoich książek i dając mu jednocześnie nowe życie.

Basilica Santa Maria degli Angeli e dei Martiri
Plac della Repubblica tuż przed nami. Na samym środku placu usadowiła się fontanna ozdobiona pięknymi półnagimi nimfami. Tuż za nią znajduje się Bazylika Matki Bożej Anielskiej (Santa Maria degli Angeli e dei Martiri). Papież Pius IV zlecił zbudowanie kościoła na ruinach starożytnych term Dioklecjana czyli łaźni publicznych. W dalekiej przeszłości był to ogromny obiekt mogący pomieścić jednocześnie około 3 tysięcy osób, które przychodzili do tego przybytku jak współcześni nam do galerii handlowej - aby miło spędzić czas. 

Głowa Jana Chrzciciela na tacy - dzieło Igora Mitoraja z Bazyliki Matki Bożej Anielskiej
Po upadku cesarstwa rzymskiego termy podupadły, aby skończyć jako skład materiałów budowlanych. Dopiero w XVI wieku zapadła decyzja o zmianie charakteru tego miejsca. Głównym projektantem kościoła został 86- letni wówczas Michał Anioł. Mając wielki szacunek do antyku postanowił on jak najmniej ingerować w wygląd świątyni i wykorzystać jak najwięcej elementów term. Z tego też powodu wejście kościoła zostało wbudowane w apsydę caldarium (miejsce gorących kąpieli), a przedsionek to starożytne tepidarium (sala do wypoczynku z ciepłą wodą). Po śmierci architekta jego zamiary zostały pokrzyżowane i wnętrze kościoła straciło swój pierwotnie zaplanowany charakter - stając się bogato zdobionym wnętrzem. Dzięki temu, że zostało zbudowane na planie greckiego krzyża (ramiona o równych długościach) uzyskane zostało wrażenie ogromnej przestrzenności. Głowy zadzieramy do góry, aby do woli napawać się pięknem sklepienia. Nie umyka naszej uwadze zegar słoneczny - słynna meridiana papieska, niegdyś najdokładniejszy zegar w Rzymie. Przez mikroskopijny otwór w suficie promień słoneczny dostaje się do środka i wskazuje bardzo dokładną godzinę na wyrysowanej linii ciągnącej się na posadzce.

Bazylika Matki Bożej Śnieżnej na wzgórzu
Zwiedzanie kończymy w Bazylice Matki Bożej Śnieżnej - zaliczającej się czterech najważniejszych bazylik papieskich Rzymu i Watykanu. Zgodnie z legendą w 352 roku papież Liberiusz miał sen w którym zobaczył Matkę Bożą, która nakazała mu zbudowanie kościoła w miejscu, gdzie w lecie spadnie śnieg. Budowę rozpoczęto niemal wiek później. Przez kilka wieków kościół był rozbudowywany i upiększany. Sufit zdobiony zgodnie z pogłoską złotem przywiezionym przez Krzysztofa Kolumba, mozaiki z V wieku na ścianach czy baldachim, pod którym znajdują się relikwie żłobka Jezusa nadają mu wyjątkowy charakter i robią piorunujące wrażenie na nas wszystkich.

Wnętrze Bazyliki Matki Bożej Śnieżnej

Wieczór kończymy w małej rodzinnej trattorii . Zamawiamy makarony, pijemy lokalne piwo i rozprawiamy o cudach Rzymu zapominając o zmęczeniu i niewyspaniu. 

Wieczór w trattori

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...