wtorek, 13 listopada 2012

PINDYRYNDA W TEATRZE


Czy ktoś chce bilet na MAYDAY?


Po raz kolejny zadziwiają mnie rodacy swoją pomysłowością i zaradnością życiową. W sobotę wybrałam się z kolegą na monodram (ja bym to nazwała stand-up comedy) "Sunshine" do teatru Korez, ale o samym przedstawieniu za chwilę. Dotarliśmy do budynku Centrum Kultury Katowice i kiedy już prawie wdrapaliśmy się po schodach, zaczepił nas mężczyzna w średnim wieku. Jego poczciwa twarz wyrażała lekkie zakłopotanie, a może tylko tak mi się wydało:
- Czy wybieracie się może na przedstawienie? - zapytał.
- A i owszem - odpowiada Kamil.
- Mam taką sprawę - ciągnie nieznajomy. - Wygrałem 2 bilety, nie chcielibyście ode mnie odkupić za 25zł? - Znacząco na siebie spoglądamy z kolegą i po chwili wymownej ciszy - Zgadzamy się. Pewnie nie zna angielskiego, a ponieważ cały spektakl jest w tym języku - to i po co mu takie bilety - myślę, litując się nad biednym człowiekiem.
Zaproszenia są do odebrania na nazwisko Marcin Talko*. Wygrał je w "Gońcu"
Zbliżam się do kasy i z lekką nerwowością mówię: Jestem żoną Marcina Gońca..... y....Przepraszam Marcina Talko. Wygrał on 2 bilety. Chciałabym je odebrać. Pani kasjerka nawet na mnie nie spojrzy. Wydaje mi bilety i za chwilę rozliczamy się z panem Marcinem. Ten już bez najmniejszego wahania pyta nas czy nie chcielibyśmy biletów na inne przedstawienia albo koncerty. Kamil jest dociekliwy i chce wiedzieć coś więcej o biletach i jakie jest ich źródło. Okazuje się, że pan Marcin i jego wspólniczka biorą udział w licznych konkursach, zgarniając nagrody w postaci wejściówek na wszelakiej maści imprezy.
- Mam bilety na Mayday w Spodku. Ale tego Wam nawet nie proponuję. Nie wyglądacie mi na fanów tego rodzaju muzyki! - dodaje.
Za to oferuje nam, że wpisze nas na swoją listę stałych odbiorców.
- Jak się dogadamy, to będziecie mogli odbierać zaproszenia na swoje nazwisko, a pieniądze będziecie przelewać mi na konto - dodaje zachęcająco.

MELINA Z NIGELLĄ W TLE


Po wymianie telefonów udajemy się na salę, bo miejsca są nienumerowane - a chcemy zająć dobre miejscówki. Siedzimy w pierwszym rzędzie - pomieszczenie jest kameralne i dobrze się tu czuję.

Czekamy na aktora, pisarza, felietonistę "Gazety Wyborczej" - Irlandczyka Peadar de Burca, mieszkającego od 5 lat w Gliwicach - będzie mowa o Polsce i Polakach. Wyglądem przypomina mi nieco Woody Allena - co prawda - młodszy i przystojniejszy, ale z równie elektryzującym spojrzeniem, żywą mimiką i ciętym dowcipem. Każdy ruch zdaje się być przemyślany i potrzebny.

Zaczyna od tematu nieco typowego: problemów z nauką języka polskiego. Czasami radzi sobie skojarzeniami: Gdy ktoś wypowiada słowo niedziela - on słyszy Nigella*, gorzej gdy chodzi o imię córki - często się myli i woła do córki Melina, zamiast Malina. Z każdym kolejnym podjętym wątkiem jest coraz zabawniej. Uwielbia Polki, a szczególnie ich seksowne głosy. Kasjerka z Tesco doprowadza go niemal do orgazmu, gdy pyta się go czy ma TESCO CLUB CARD. Udając, że nie rozumie prosi o powtórzenie, aby usłyszeć ponętny głos ponownie. Kiedy już dłużej nie można odwlekać  odpowiada uwodzicielskim głosem Jamesa Bonda: maybe yes or maybe not.

Paedre obśmiewa nasze zwyczaje i nawyki. Z codziennych sytuacji, szarej rzeczywistości wyłapuje szczegóły, które wyolbrzymione śmieszą do rozpuku, a czasami słodko-gorzko smakują. Męczą go wszechobecne psie kupy na ulicach, a jeszcze bardziej ponuractwo i gburowatość Polaków. W chwilach zwątpienia - chętnie wróciłby do Irlandii - ale tak w głębi duszy jest zafascynowany naszym krajem - a w szczególności płcią piękną.

Irlandczyk próbuje na swój sposób przekonać nas Polaków do zmiany swojego nastawienia. Prosi nas o powstanie i przytulenie sąsiadów. Eksperyment prosty, ale ciekawy. Jak się domyślacie, niejedna osoba wzdrygnęła się na samą myśl - ale z drugiej strony, co w tym takiego strasznego. Odrobina ciepła i czułości jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Jeśli kogoś zainteresowała postać Peadar de Burca (można by o nim napisać wiele) odsyłam do jego strony na facebooku, a przede wszystkim zapraszam do czytania jego cotygodniowych felietonów w Gazecie Wyborczej (2 wersje językowe) - które znajdują się w zakładce Kocham Śląsk jak Irlandię.

Aneta

ps. Kamil - dzięki za świetny wieczór w teatrze (teraz to już na pewno będziesz sławny:)


* nazwisko zmienione
* Nigella Lawson - słynna prowadząca programy kulinarne, która o jedzeniu opowiada jak o porannym seksie. Mniam, mniam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...