Czy ktoś chce bilet na MAYDAY?
Po raz kolejny zadziwiają mnie rodacy swoją pomysłowością i zaradnością życiową. W sobotę
wybrałam się z kolegą na monodram (ja bym to nazwała stand-up
comedy) "Sunshine" do teatru Korez, ale o samym
przedstawieniu za chwilę. Dotarliśmy do budynku Centrum Kultury
Katowice i kiedy już prawie wdrapaliśmy się po schodach, zaczepił
nas mężczyzna w średnim wieku. Jego poczciwa twarz wyrażała
lekkie zakłopotanie, a może tylko tak mi się wydało:
- Czy wybieracie się może na
przedstawienie? - zapytał.
- A i owszem - odpowiada Kamil.
- Mam taką sprawę - ciągnie
nieznajomy. - Wygrałem 2 bilety, nie chcielibyście ode mnie
odkupić za 25zł? - Znacząco na siebie spoglądamy z kolegą i po
chwili wymownej ciszy - Zgadzamy się. Pewnie nie zna angielskiego,
a ponieważ cały spektakl jest w tym języku - to i po co mu takie
bilety - myślę, litując się nad biednym człowiekiem.
Zaproszenia są do odebrania na
nazwisko Marcin Talko*. Wygrał je w "Gońcu"
Zbliżam się do kasy i z lekką
nerwowością mówię: Jestem żoną Marcina Gońca.....
y....Przepraszam Marcina Talko. Wygrał on 2 bilety. Chciałabym je
odebrać. Pani kasjerka nawet na mnie nie spojrzy. Wydaje mi bilety i
za chwilę rozliczamy się z panem Marcinem. Ten już bez
najmniejszego wahania pyta nas czy nie chcielibyśmy biletów na inne
przedstawienia albo koncerty. Kamil jest dociekliwy i chce wiedzieć
coś więcej o biletach i jakie jest ich źródło. Okazuje się, że
pan Marcin i jego wspólniczka biorą udział w licznych konkursach,
zgarniając nagrody w postaci wejściówek na wszelakiej maści
imprezy.
- Mam bilety na Mayday w Spodku. Ale
tego Wam nawet nie proponuję. Nie wyglądacie mi na fanów tego
rodzaju muzyki! - dodaje.
Za to oferuje nam, że wpisze nas na
swoją listę stałych odbiorców.
- Jak się dogadamy, to będziecie
mogli odbierać zaproszenia na swoje nazwisko, a pieniądze będziecie
przelewać mi na konto - dodaje zachęcająco.
MELINA Z NIGELLĄ W TLE
Po wymianie telefonów udajemy się na
salę, bo miejsca są nienumerowane - a chcemy zająć dobre
miejscówki. Siedzimy w pierwszym rzędzie - pomieszczenie jest
kameralne i dobrze się tu czuję.
Czekamy na aktora, pisarza,
felietonistę "Gazety Wyborczej" - Irlandczyka Peadar de
Burca, mieszkającego od 5 lat w Gliwicach - będzie mowa o Polsce i
Polakach. Wyglądem przypomina mi nieco Woody Allena - co prawda -
młodszy i przystojniejszy, ale z równie elektryzującym
spojrzeniem, żywą mimiką i ciętym dowcipem. Każdy ruch zdaje się
być przemyślany i potrzebny.
Zaczyna od tematu nieco typowego:
problemów z nauką języka polskiego. Czasami radzi sobie
skojarzeniami: Gdy ktoś wypowiada słowo niedziela - on słyszy
Nigella*, gorzej gdy chodzi o imię córki - często się myli i woła
do córki Melina, zamiast Malina. Z każdym kolejnym podjętym
wątkiem jest coraz zabawniej. Uwielbia Polki, a szczególnie ich
seksowne głosy. Kasjerka z Tesco doprowadza go niemal do orgazmu,
gdy pyta się go czy ma TESCO CLUB CARD. Udając, że nie rozumie prosi o powtórzenie, aby usłyszeć ponętny
głos ponownie. Kiedy już dłużej nie można odwlekać odpowiada uwodzicielskim głosem Jamesa Bonda: maybe yes or maybe not.
Paedre obśmiewa nasze zwyczaje i
nawyki. Z codziennych sytuacji, szarej rzeczywistości wyłapuje
szczegóły, które wyolbrzymione śmieszą do rozpuku, a czasami
słodko-gorzko smakują. Męczą go wszechobecne psie kupy na
ulicach, a jeszcze bardziej ponuractwo i gburowatość Polaków. W
chwilach zwątpienia - chętnie wróciłby do Irlandii - ale tak w
głębi duszy jest zafascynowany naszym krajem - a w szczególności
płcią piękną.
Irlandczyk próbuje na swój sposób
przekonać nas Polaków do zmiany swojego nastawienia. Prosi nas o
powstanie i przytulenie sąsiadów. Eksperyment prosty, ale ciekawy.
Jak się domyślacie, niejedna osoba wzdrygnęła się na samą myśl
- ale z drugiej strony, co w tym takiego strasznego. Odrobina ciepła
i czułości jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Jeśli kogoś zainteresowała postać
Peadar de Burca (można by o nim napisać wiele) odsyłam do jego
strony na facebooku, a przede wszystkim zapraszam do czytania jego
cotygodniowych felietonów w Gazecie Wyborczej (2 wersje językowe) -
które znajdują się w zakładce Kocham Śląsk jak Irlandię.
Aneta
ps. Kamil - dzięki za świetny wieczór
w teatrze (teraz to już na pewno będziesz sławny:)
* nazwisko zmienione
* Nigella Lawson - słynna prowadząca
programy kulinarne, która o jedzeniu opowiada jak o porannym seksie.
Mniam, mniam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz