relacja z wtorek 23.04.2013
A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE.....
Jako, że odjechaliśmy nieco od Los
Angeles postanawiamy zmodyfikować trochę nasz plan i jedziemy do
miejscowości Ventura, gdzie znajduje się siedziba parku narodowego
Channel Islands. Park ten powstał w 1980 roku i jest jednym z
nowszych parków. Park obejmuje 5 wysp: Santa Barbara, Anacapa, Santa
Cruz, Santa Rosa i San Miguel. Pomimo że obszar parku leży tak
blisko kilkumilionowej aglomeracji, nie jest on popularny. Dotrzeć
na wyspę można jedynie samolotem lub łodzią. Panują tu doskonałe
warunki dla życia morskiego. Zimne prądy północne mieszają się
z wodami tropikalnymi, tworząc doskonałe warunki dla życia
morskiego. Występują tu wieloryby, uchatki i wydry morskie a woda
obfituje w plankton. W siedzibie parku byliśmy koło 10.
|
Ptaszek na plaży w Ventura |
Okazuje się
że dostępna jest tylko wycieczka na Santa Cruz – największą z
wysp. Anacapa, która według mnie jest najbardziej malownicza i
fotogeniczna jest jeszcze zamknięta dla zwiedzających. Wieloryby
też zrobiły nam na złość i wyemigrowały kilkanaście dni temu.
Zwiedzamy Visitor Center, które jak zwykle robi na mnie wrażenie.
Rangersi odpowiadają na każde nasze pytanie. Proponują nam
obejrzenie filmu o swoim parku w salce kinowej. Film jest ciekawy -
napawamy oczy niezwykłymi widokami dzikiej nieujarzmionej przyrody.
Dzięki działalności parku na wyspach udało się odnowić
populację lisów wyspowych i kilku gatunków ptaków, które
występują tylko na tych wyspach.
|
Obserwujemy surferów przez blisko godzinę - Ventura |
Po południu wracamy do centrum Los
Angeles. Ela chce zobaczyć napis Hollywood na wypalonym słońcem
wzgórzu. Nie wiem czemu skojarzył mi się ten napis z Mullholand
Drive. Przed wyjazdem oglądałam program o moim ulubionym buntowniku
Jamsie Deanie, o jego wyścigach krętymi drogami, między innymi
Mullholand Drive i może dlatego zapragnęłam otrzeć się o jego
legendę. Nastawiam na tą drogę, zamiast na dzielnicę przemysłu
filmowego. Kiedy zjeżdżamy z autostrady, droga ostro wije się w
górę, mijamy szkołę przy kościele baptystów w dzielnicy Bel
Air, serpentyny wzbijają się coraz bardziej a napisu brak. W
końcu nie wytrzymujemy i zawracamy. Mijając robotników pytam się
o napis Hollywood. Meksykanie patrzą po sobie lekko wystraszeni i
wołają szefa. Ten łamaną angielszczyzną wskazuje kierunek
przeciwny do naszego i tłumaczy, że trzeba wjechać do Hollywood. W
sumie logiczne, jak się zastanowić nad tym. Ale Mullholand Drive
widziałam i nie żałuję.
|
Witek i Ania na plaży |
Hollywood – nie zachwyca od razu, a
właściwie wcale mnie nie zachwyca. Sunset Boulvard jest zatłoczony,
pełen ludzi różnego pokroju, turyści dominują. Sklepy z
dziwacznymi strojami, kina dla dorosłych, muzeum „Believe it or
not” z rekordami z księgi Guinnessa. Naganiacze na każdym rogu
próbują sprzedać przejażdżki lub przelot helikopterem nad
posiadłościami celebrytów. Nareszcie widzimy napis Hollywood, nie
jest taki okazały jak w telewizji. Gdyby to było gdziekolwiek
indziej, pewnie nie zwróciłabym na to uwagi. Na Hollywood Boulvard
znajdujemy Walk of Fame: czyli tablice z czarnymi gwiazdami, na
których wyryte są nazwiska sławnych ludzi. Obecnie można
przejść po około 2 tysiącach gwiazd, a jest jeszcze wiele pustych
czekających na nowe nazwiska. Ciągną się one przez całą długość
bulwaru. Po raz kolejny jestem rozczarowana. Zawsze wydawało mi się,
że to są odciśnięte dłonie, nie wiem skąd miałam to
wyobrażenie. Kończy się nasz czas na parkingu. W ścisłym
centrum nie ma szans zaparkować, (chyba że koło motelu- 10$ za
dzień). W większej odległości od epicentrum, tam gdzie my
zaparkowaliśmy musimy wrócić w wyznaczonym czasie, chyba że
chcemy płacić za holowanie i parking policyjny. Nie ma taryfy
ulgowej. Butelki z wódką mamy przeznaczone na inny cel niż
przekupstwo.
|
"Moja dziewczyna powiedziała, że mnie zostawi, jeżeli jeszcze raz pójdę surfować. Będę naprawdę za nią tęsknił" - naklejka na samochodzie |
Bez żalu wyjeżdżamy z tej dzielnicy
i przemieszczamy się do Santa Monica - przynajmniej próbujemy. Na
mapie wygląda, że jest tuż obok, a w rzeczywistości robi się z
tego 20 mil, albo i więcej. Krążymy po tym molochu, próbujemy się
odnaleźć, ale nawet nawigacja daje za wygraną. Kiedy docieramy do
Santa Monica (reklamowana jako najlepsza plaża rozrywkowa na
wybrzeżu) jest już ciemno. Próbujemy po raz kolejny zaparkować.
Pomimo późnej godziny wieczornej nie ma takiej możliwości.
Ogromny parking przy molo – koszt 10$ rozsierdza nas do białej
gorączki. Oglądamy z daleka pięknie oświetloną plażę z
kolorowymi lampkami wzdłuż molo. Nikt już nie ma ochoty wychodzić
gdziekolwiek. Udajemy się na zasłużony odpoczynek.
|
Coś dla panów - Hollywood |
|
Coś dla pań |
|
Coś dla dzieci |
|
Coś dla fanów WBK |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz