niedziela, 28 kwietnia 2013

A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE.....


relacja z wtorek 23.04.2013 

A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE.....

Jako, że odjechaliśmy nieco od Los Angeles postanawiamy zmodyfikować trochę nasz plan i jedziemy do miejscowości Ventura, gdzie znajduje się siedziba parku narodowego Channel Islands. Park ten powstał w 1980 roku i jest jednym z nowszych parków. Park obejmuje 5 wysp: Santa Barbara, Anacapa, Santa Cruz, Santa Rosa i San Miguel. Pomimo że obszar parku leży tak blisko kilkumilionowej aglomeracji, nie jest on popularny. Dotrzeć na wyspę można jedynie samolotem lub łodzią. Panują tu doskonałe warunki dla życia morskiego. Zimne prądy północne mieszają się z wodami tropikalnymi, tworząc doskonałe warunki dla życia morskiego. Występują tu wieloryby, uchatki i wydry morskie a woda obfituje w plankton. W siedzibie parku byliśmy koło 10. 
Ptaszek na plaży w Ventura
Okazuje się że dostępna jest tylko wycieczka na Santa Cruz – największą z wysp. Anacapa, która według mnie jest najbardziej malownicza i fotogeniczna jest jeszcze zamknięta dla zwiedzających. Wieloryby też zrobiły nam na złość i wyemigrowały kilkanaście dni temu. Zwiedzamy Visitor Center, które jak zwykle robi na mnie wrażenie. Rangersi odpowiadają na każde nasze pytanie. Proponują nam obejrzenie filmu o swoim parku w salce kinowej. Film jest ciekawy - napawamy oczy niezwykłymi widokami dzikiej nieujarzmionej przyrody. Dzięki działalności parku na wyspach udało się odnowić populację lisów wyspowych i kilku gatunków ptaków, które występują tylko na tych wyspach.

Obserwujemy surferów przez blisko godzinę - Ventura
Po południu wracamy do centrum Los Angeles. Ela chce zobaczyć napis Hollywood na wypalonym słońcem wzgórzu. Nie wiem czemu skojarzył mi się ten napis z Mullholand Drive. Przed wyjazdem oglądałam program o moim ulubionym buntowniku Jamsie Deanie, o jego wyścigach krętymi drogami, między innymi Mullholand Drive i może dlatego zapragnęłam otrzeć się o jego legendę. Nastawiam na tą drogę, zamiast na dzielnicę przemysłu filmowego. Kiedy zjeżdżamy z autostrady, droga ostro wije się w górę, mijamy szkołę przy kościele baptystów w dzielnicy Bel Air, serpentyny wzbijają się coraz bardziej a napisu brak. W końcu nie wytrzymujemy i zawracamy. Mijając robotników pytam się o napis Hollywood. Meksykanie patrzą po sobie lekko wystraszeni i wołają szefa. Ten łamaną angielszczyzną wskazuje kierunek przeciwny do naszego i tłumaczy, że trzeba wjechać do Hollywood. W sumie logiczne, jak się zastanowić nad tym. Ale Mullholand Drive widziałam i nie żałuję.

Witek i Ania na plaży
Hollywood – nie zachwyca od razu, a właściwie wcale mnie nie zachwyca. Sunset Boulvard jest zatłoczony, pełen ludzi różnego pokroju, turyści dominują. Sklepy z dziwacznymi strojami, kina dla dorosłych, muzeum „Believe it or not” z rekordami z księgi Guinnessa. Naganiacze na każdym rogu próbują sprzedać przejażdżki lub przelot helikopterem nad posiadłościami celebrytów. Nareszcie widzimy napis Hollywood, nie jest taki okazały jak w telewizji. Gdyby to było gdziekolwiek indziej, pewnie nie zwróciłabym na to uwagi. Na Hollywood Boulvard znajdujemy Walk of Fame: czyli tablice z czarnymi gwiazdami, na których wyryte są nazwiska sławnych ludzi. Obecnie można przejść po około 2 tysiącach gwiazd, a jest jeszcze wiele pustych czekających na nowe nazwiska. Ciągną się one przez całą długość bulwaru. Po raz kolejny jestem rozczarowana. Zawsze wydawało mi się, że to są odciśnięte dłonie, nie wiem skąd miałam to wyobrażenie. Kończy się nasz czas na parkingu. W ścisłym centrum nie ma szans zaparkować, (chyba że koło motelu- 10$ za dzień). W większej odległości od epicentrum, tam gdzie my zaparkowaliśmy musimy wrócić w wyznaczonym czasie, chyba że chcemy płacić za holowanie i parking policyjny. Nie ma taryfy ulgowej. Butelki z wódką mamy przeznaczone na inny cel niż przekupstwo.

"Moja dziewczyna powiedziała, że mnie zostawi, jeżeli jeszcze raz pójdę surfować. Będę naprawdę za nią tęsknił" - naklejka na samochodzie
Bez żalu wyjeżdżamy z tej dzielnicy i przemieszczamy się do Santa Monica - przynajmniej próbujemy. Na mapie wygląda, że jest tuż obok, a w rzeczywistości robi się z tego 20 mil, albo i więcej. Krążymy po tym molochu, próbujemy się odnaleźć, ale nawet nawigacja daje za wygraną. Kiedy docieramy do Santa Monica (reklamowana jako najlepsza plaża rozrywkowa na wybrzeżu) jest już ciemno. Próbujemy po raz kolejny zaparkować. Pomimo późnej godziny wieczornej nie ma takiej możliwości. Ogromny parking przy molo – koszt 10$ rozsierdza nas do białej gorączki. Oglądamy z daleka pięknie oświetloną plażę z kolorowymi lampkami wzdłuż molo. Nikt już nie ma ochoty wychodzić gdziekolwiek. Udajemy się na zasłużony odpoczynek.

Coś dla panów - Hollywood
Coś dla pań
Coś dla dzieci
Coś dla fanów WBK


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...