czwartek, 25 kwietnia 2013

PINDYRYNDA W USA - PODRÓŻ W CZASIE

NIEMOŻLIWE STAŁO SIĘ MOŻLIWE

wtorek 23.04.2013

Wszyscy śpią oprócz mnie. Jest 2.45 czasu polskiego. Ciemno, ale nie zupełnie cicho. W Los Angeles jest piąta rano. Mój organizm strajkuje i nie chce już spać chociaż wiem, że powinnam. Słyszę szum przejeżdżających samochodów. To miasto nigdy nie śpi.....

W niedzielę stajemy przed bramką na autostradę A4 czekając grzecznie na naszą kolei, Tuż przed nami motocyklista próbuje odebrać bilet z automatu, parokrotnie nerwowo stukając w przycisk, ale bilet się nie pojawia. Wtedy to przez moją głowę przemyka myśl, że coś tu jest nie tak. Nie wszystko pójdzie tak gładko. Zły omen. Nie cierpię przesądów, więc błyskawicznie się karcę. Pani z kasy wychodzi z rolką nowego papieru, w tym czasie Darek – nasz wspaniały kierowca wycofuje samochód i wjeżdżamy do sąsiedniej bramki. Już jest wszystko w porządku. Mkniemy w stronę Katowic, aby za godzinę siedzieć w autobusie do Warszawy.
Ela obok swojego ukochanego kierowcy w drodze do Katowic
Polski Bus jest bez zarzutu. Droga mija szybko i wesoło. Ance jak zwykle nie zamyka się buzia. Odkąd otworzy oczy, aż do momentu zaśnięcia trajkota bez końca. Moje próby uśpienia jej w czasie jazdy spełzają na niczym. Kiedy Przemek odbiera nas z dworca jesteśmy już nieźle zmęczeni. Na szczęście maraton, który jeszcze pół godziny temu przebiegał przez okoliczne ulice skończył się i policja otworzyła nieczynne przez kilka godzin arterie stolicy. W samochodzie huczy głośna muzyka, a Ania! Zasnęła w najlepsze.

Pierwsza niepokojąca informacja nadchodzi od mojej mamy. W TVN24 podali komunikat, że w Niemczech planowany jest strajk generalny linii lotniczych. Oznacza to, że największe niemieckie lotniska mogą być unieruchomione w poniedziałek.
  • Na którym lotnisku macie przesiadkę? - słyszę w słuchawce.
  • W Monachium.
  • Franfurkt na pewno strajkuje. Ale jeżeli chodzi o Monachium to nie jestem pewna. - relacjonuje mama.
Oglądamy Teleekspres. Złe nowiny się potwierdzają. LOT wstrzymuje wszystkie loty do naszego sąsiada. Wyczywam w żołądku niewielki niepokój. Od razu przypomina mi się nasza poranna przygoda z biletem. No tak, ale przecież na autostradę wjechaliśmy szczęśliwie, więc i teraz musi się udać. Sprawdzamy stronę internetową naszego przewoźnika. Nasz lot jest odwołany. Wybieram numer infolinii i słyszę miły głos sekretarki: Wybierz jeden, jeżeli chcesz zarezerwować bilet, wybierz dwa jeżeli chcesz zmienić rezerwację..... Szlag mnie trafia. Cierpliwie naciskam kolejne przyciski, aby po kilku minutach usłyszeć: „Konsultant jest obecnie zajęty, proszę czekać na połączenie”. Czekam, czekam…..i nic. W końcu rezygnuję. Trzeba działać energiczniej. Jedziemy na lotnisko Chopina, aby rozwiązać problem u źródła.


Przemek w akcji
Przez głowę przechodzą mi różne wersje wydarzeń. Pewnie na lotnisku są już dzikie tłumy, żądne krwi. Ciekawe jak długo będziemy musieli czekać w kolejce. Na terminalu okazuje się, że nie ma żadnych kolejek. Pani z obsługi LOTU ze stoickim spokojem zmienia nam rezerwację. Zmiana jest dla nas korzystna. Jutro polecimy przez Londyn. Skraca się czas lotu – zamiast o 20.30 będziemy w Los Angeles o 14.30. W Lodynie mamy tylko 2,5 godziny postoju. Decyzja o przyjeździe na lotnisko okazała się słuszna. Dopiero jutro okaże się jakie inne osoby miały problemy ze zmianą rezerwacji. Dziewczyna lecąca do Denver próbowała się dodzwonić do LOTU przez 6 godzin. Dopiero telefon do amerykańskiego przedstawiciela naszych linii pozwolił jej na zmianę rezerwacji.
Nie inaczej było z innymi pasażerami, którzy skarżyli się na beznadziejną obsługę i wielogodzinne wydzwanianie.

W poniedziałek jesteśmy na lotnisku o 5.30. Przy odprawie bagażowej pojawiają się kolejne trudności.
  • proszę okazać potwierdzenie zawarcia związku małżeńskiego – prosi pan z obsługi.
  • robię wielkie oczy i odpowiadam - nie mam przy sobie. - to poproszę dowód osobisty.
  • jeszcze lepiej – myślę – grzebię w torbie chociaż dobrze pamiętam, że wczoraj go wyciągnęłam z portfela, żeby nie wozić go ze sobą niepotrzebnie. Podaję mu prawo jazdy.
  • przepuszczę Panią, bo na zdjęciu jest Pani podobna – ale nie gwarantuję, że w Los Angeles nie będzie miała Pani problemów – wspaniałomyślnie pocieszył mnie ten flegmatyczny osobnik. Zapomniałbym jeszcze – macie Państwo oddzielne miejsca, nawet dziecko. Proszę przejść do informacji, aby zmienić miejsca, bo ja już nie mogę tego zrobić.
Ręce mi opadły. Standardowo odsyłano nas od stanowiska do stanowiska, abyśmy w końcu sami w samolocie zamienili się z inną pasażerką, żebym chociaż ja siedziała koło Ani.
Ania z Witkiem na lotnisku
W Londynie najpierw czekamy na autobus, który transportuje nas do innego terminala i kolejna kontrola przed nami. Strażnik prosi, aby Ania podała mu swoją ukochaną lalę do kontroli. Ta ani nie myśli, żeby się zgodzić. Usta niebezpiecznie zaczynają drgać, dolna warga opada w dół. Witek próbuje ją przekonać, że ten Pan chce tylko zbadać czy lala jest zdrowa, ale Ania coraz bardziej się buntuje. Łzy lecą jej po policzkach i coraz mocniej tuli Zuzię. Niemal wyrywam jej lalkę. Dlaczego zabieracie mi moją córeczkę? - krzyczą do mnie jej zapłakane oczy.

W międzyczasie Eli torba zostaje odłożona na bok. To oznacza dodatkową kontrolę jej bagażu.
  • Co tam masz Elu? - pytam. 
  • Zapomniałam wyjąć kosmetyczki 
  • Co? To teraz wszystko Ci przetrząsną – spoglądam ze zgrozą na walizkę pasażerki obok, której rzeczy leżą rozbebeszone, a każdy przedmiot jest dokładnie sprawdzany.
Strażnik każe Eli otworzyć torbę i pokazuje ręką, że ma niczego nie dotykać. Wyciąga kosmetyczkę a z niej tusz do rzęs i pyta:
  • mascara?
  • Yes – odpowiada Ela.
  • mascara? pyta ponownie, podnosząc kolejny tusz
  • Yes. Przecież muszę być przygotowana – odpowiada niczym nie zdeprymowana Ela.
Zrezygnowany kiwa głową, zabiera wszystkie kosmetyki i po kilku minutach przynosi je zafoliowane.

Teraz już tylko odprawa biletowa. Nie mamy biletów na ten nowy lot. Przy kontuarze Pani prosi o adres pobytu w USA. Odpowiadam grzecznie, że nie posiadam takowego, gdyż będziemy się nieustannie przemieszczać. Ona koniecznie chce znać adres, chociaż pierwszego noclegu. Odchodzę na bok, biorę przewodnik i szukam jakiegoś adresu, żeby się odczepiła. Na moje nieszczęście przewodnik z adresami poszczególnych atrakcji, hoteli itd. mam w bagażu głównym. Przy sobie mam tylko przewodnik po parkach narodowych, a tam nie ma takich informacji. Otwieram losowo na Parku Death Valley i przepisuję nazwę jakiegoś pensjonatu, o którym wspominają w tekście, nie ma tam jednak dokładnego adresu. W środku ogarnia mnie panika, ale z uśmiechem podaję jej nazwę noclegu i odpowiadam, że tutaj mamy zabukowany pierwszy nocleg. To ją niejako uspokaja, ale prosi o kwity bagażowe.
  • Jakie kwity? myślę gorączkowo i odruchowo wkładam ręce do kieszeni spodni. Wyciągam 2 malutkie kwity, o których szczerze mówiąc zapomniałam. W normalnej sytuacji do niczego one nie byłyby potrzebne, ale dla nas były ważne, gdyż my odprawialiśmy się de facto od nowa.
  • Jeszcze dwa – prosi Pani.
Przeszukę kurtkę, spodnie. Nie mam.
  • Proszę się pośpieszyć, za 2 minuty system się zablokuje i nie wylecicie.
  • Co? robię po raz kolejny wielkie oczy i próbuję odciągnąć od swojej nogi Anię, która zmęczona i marudna zaczyna płakać. Witek oskarża mnie, że ja miałam przecież wszystkie kwitki.
Panika ogarnia mój umysł przez kilka sekund. Co teraz? Na szczęści od razu myślę, że muszę wyłączyć lampkę paniki w swojej głowie i bezwłocznie skupić się nad rozwiązaniem. Proszę Elę, żeby wzięła ode mnie Anię i myślę. Czas mija nieubłaganie. Proszę wszystkich o przegląd rzeczy.
Ela wyciąga rękę z górnej kieszeni kurtki i ze zdziwieniem wyciąga brakujące kwitki. Podajemy je szybko obsłudze i już wszystkie urzędniczki dopasowują kwitki z biletami i paszportami, których w sumie mamy siedem, więc chwilę to zajmuje. Na szczęście dosłownie w ostatniej chwili zostajemy odprawieni i już biegiem ruszamy w stronę bramek. Lotnisko Heathrow jest ogromne o czym przekonujemy się biegnąc, mijając kolejne korytarze i strzałki wskazujące kierunek do bramki 217. W końcu docieramy do celu. Uśmiechnięci podajemy bilety, ale uśmiech szybciej znika niż się pojawia.
  • Proszę o przejście na bok. Jest problem z Waszymi bagażami – prosi Pani z obsługi.
  • Poproszę o paszporty i kwity bagażowe.


    Ania śpi w samolocie
Tym razem podajemy je od razu. Procedura trwa dłuższą chwilę, ale po kolejnym nerwowym czekaniu – wszystko okazuje się w porządku.
Gdy siedzimy już w samolocie, tym razem obok siebie, emocje opadają, ale przypomina nam się o adresie tego pensjonatu, który podaliśmy na lotnisku. Koniecznie potrzebujemy dokładny adres, bo będziemy musieli podać ten adres na deklaracji celnej. Piszę SMS do Ani, aby mi sprawdziła na szybko adres tego lokalu. ale za chwilę otrzymuję odpowiedź, że nie ma w domu prądu, bo jest awaria , więc nia ma jak mi sprawdzić. Na szczęście działa mi jeszcze telefon i dzwonię do pracy. Adam podaje mi adres i już naprawdę możemy odsapnąć. Tak nam się przy najmniej wydaje..... cdn.

Ps. Mamy za słaby internet, żeby przesłać zdjęcia. Ale będziemy w Visitor Center - to może uda się coś dodać

pozdrawiamy wszystkich. 

7 komentarzy:

  1. Ale szczegółowa i bardzo ciekawa relacja! Chcemy więcej!!!!!!
    Karolina CK

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak, czekam na więcej i ściskam Was mocno !!! Sylwia J:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie ja również czekam na dalsze opowieści!!! Pozdrawiam! GPR.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aneta uwielbiam Twój styl! Po powrocie zrobimy z tego książkę! Całusy dla wszystkich!
    Ania i chłopaki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No! Nareszcie pierwsza relacja ;-)
    Coś czuję, że będzie naprawdę ciekawie!
    Trzymajcie się i piszcie.
    Pozdrawiamy wszystkich!
    Aga, Michał i Kondzio

    OdpowiedzUsuń
  6. Anetko ciekawie relacjonujesz Waszą wyprawę.Czekamy na więcej!Ty chyba pomyliłaś zawody:)Całusy dla Wszystkich!
    Osobny dla Anusi!Pa pa!
    Mama i Tata

    OdpowiedzUsuń
  7. O Anetko! Nispodziewalem sie,ze masz taaaaki talent.
    Emocjonujace,intersujace i wola o wiecej.
    Wujek Stasiu

    OdpowiedzUsuń

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...