środa, 13 maja 2015

SAN GIMIGNANO - ŚREDNIOWIECZNY MANHATTAN - 5 maj 2015


Podążamy malowniczą drogą w stronę San Gimignano (San Dżiminiano). Z prawej strony widzimy na szczycie wzgórza posiadłość Vistarenni, do której wczoraj nie trafiliśmy. Stoi tam, tak samo nieosiągalna, jak wczoraj. 
Vistarenni - posiadłość na wzgórzu
Mijamy ją i krętą drogą dostajemy się do sporego miasta Pogibonsi. Stąd już tylko kilka kilometrów do celu. Historyczne centrum San Gimignano jest otoczone kamiennym murem obronnym. Na zewnątrz murów kilka parkingów, które czekają na turystów. Opłata 1,5-2 Euro za godzinę. Tuż przed bramą San Giovanni, która stanowi wejście do średniowiecznego grodu, stoi ozdobna pompa z wodą ze źródełka. Ania chłodzi się wodą i rozmiesza Włoszkę, która rozstawiła się tuż obok ze swoimi obrazami. 
ulica San Giovanni

sklep z ceramiką

Malownicza ulica San Giovanni z wszechobecnymi sklepikami z wyrobami rzemieślniczymi, ceramiką, produktami z dziczyzny i pamiątkami prowadzi do placu z centralnie położoną studnią. Studnia stoi tu już od XIII wieku i wiele musiała widzieć.
Ania na studni


tutaj toczy się życie

W XII wieku miasto stało się niezależne od biskupów Volterry i to początek prosperity San Gimignano. Miasto było postojem dla pielgrzymów, którzy przemierzali Via Francigena (szlak pielgrzymkowy, który ciągnął się z Cantenbury do Rzymu). Przez 200 lat miasto rozwijało się nieprzerwanie. Osada była centrum tekstylnym i szczyciła się tkaninami w kolorze, uzyskiwanym z szafranowożółtego barwnika. Tajemnica uzyskiwania tego szlachetnego koloru była pilnie strzeżona. Bogaci kupcy ograniczeni murami miasta budowali wysokie wieże, gdzie przechowywali tkaniny, chroniąc je przed słońcem i kurzem. Wieże były domami o charakterze obronnym. W momencie niebezpieczeństwa, mieszkańcy mogli schronić się na wyższych kondygnacjach, odcinając drogę najeźdźcom. Zamożni mieszczanie rywalizowali między sobą, próbując wybudować wieżę wyższą, czy bardziej dominującą. Powstało 70 wież, z czego do dzisiaj przetrwało 14, dając namiastkę tego, jakie musiało robić wrażenie na odwiedzających ich przybyszach w przeszłości.

W 1348 roku nadeszło nieszczęście w postaci zarazy, która przetrzebiła ludność miasta i doprowadziła do ruiny. Miasto było zmuszone szukać obrony i podporządkowało się silniejszej Florencji.
Wokół placu znajdują się surowe, ale jakże interesujące budynki z XIII i XIV wieku. Szczególnie podoba mi Palazzo Tortoli z dwoma rzędami gotyckich okien.

Palazzo Tortoli
lodziarnia Dondoli
W jednej z kamieniczek mieści się lodziarnia, której dumny napis głosi, że będąc członkiem włoskiej reprezentacji dwukrotnie wygrali w mistrzostwach świata robiąc najlepsze lody Nie mogliśmy ominąć tej atrakcji. Lody były pyszne, szczególnie miętowy smak, ale dla mnie lody w Sienie nadal są na pierwszym miejscu.
Piazza del Duomo z wieżami
Z lodami przemieszczamy się na pobliski Piazza del Duomo z romańskim kościołem i starymi rezydencjami oraz siedmioma wieżami. Plac to nie tylko kościół di Santa Maria Assunta z freskami i obrazami sieneńskich artystów. Po lewej stronie od kościoła, na niewielkim placu Luigi Pecori – w pałacu mieści się Muzeum Sztuki Sakralnej, tuż obok muzeum miejskie w Pałacu Ludu (Palazzo del Popolo), zwieńczone wieżą Torre Grossa, z której roztacza się wspaniały widok na całe miasto i okolice. Po przeciwnej stronie kościoła kolegiackiego Palazzo del Podesta, kolejne muzeum z wieżą Rognosa (51m).
kościół di Santa Maria Assunta
Na placu odbywa się show telewizyjne. Właściciel słynnej lodziarni rozdaje lody z lodówki umieszczonej na starodawnym wózku. Dookoła wciskają się zaciekawieni ludzie, a mistrz lodów, tłumaczy coś zamaszyście do kamery w ten upalny, gwarny dzień. Lody szybko się kończą, a ludzie rozpierzchają się po placu. Co niektórzy podchodzą do tego wąsatego, sympatycznego mężczyzny z w fartuchu i proszą o zdjęcia lub autograf.
Czas na obiad w małej trattori 
Spacerujemy wąskimi uliczkami, podziwiamy architekturę. Dochodząc do murów schodzimy schodami na zewnątrz, którędy prowadzi ścieżynka wzdłuż muru. Można odetchnąć od tłumów i pooddychać świeżym powietrzem, spoglądając na pobliskie wzgórza pokryte winoroślami. Rozmawiając i wygłupiając się nie zauważamy, że nasza córka zatrzymała się. Odwracamy się i widzimy Anię, która stoi 2 kroki od dwóch młodych mężczyzn siedzących na ławce i wpatruje się w nich jak zahipnotyzowana. Są tak czarni, że ich gałki oczne wydają się nienaturalnie białe. Widocznie zakłopotani uśmiechają się do niej. Ania po chwili odzyskuje język i przedstawia się. Rozmawiają chwilę i dowiadujemy się że chłopaki są z Senegalu. Na pożegnanie Ania krzyczy do nich bye, bye i ruszamy dalej.
widok z murów miasta 
Kiedy wracamy do domu objuczeni zakupami na kolację, zastajemy naszych sąsiadów, którzy jak zwykle z uśmiechem nas witają. Chwilę z nimi rozmawiam. Jak się okazuje to wcale nie Włosi, tylko Kosowianie, którzy mieszkają tu kilka lat. Mężczyzna z wózkiem przedstawia mi całą swoją rodzinę. Jest tu jego matka, siostra, szwagierka. Wszyscy mieszkają koło siebie i wychowują całą gromadkę dzieciaków. Anka szybko znajduje wspólny język z dzieciakami i jeździ z nimi na hulajnodze i rowerach na całej długości ulicy. Przypomina mi to trochę nasze stare podwórka, zawsze pełne dzieci. Przybiega tylko co jakiś czas, napić się soku, albo wziąć lizaka i za chwilę znika za drzwiami.
Ania nie traci okazji żeby napić się ze źródełka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...