czwartek, 19 stycznia 2017

PHONG NHA - JASKINIOWY ŚWIAT

Dojeżdżamy do Dong Hoi około godziny 6.00 rano. Na stacji czekają naganiacze, taksówkarze, motocykliści. Każdy z nich ma nadzieję, że to właśnie jego wybierzemy i będzie mógł nieco zarobić. Na nas czeka już kierowca i to nie z byle jakim samochodem. Wsiadamy do nowoczesnego, wygodnego vana i ruszamy do Phong Nha. To tutaj mieszka Howard, tutaj też znajduje się główna siedziba parku narodowego Phong Nha – Ke Bang.
Na drodze nieliczne samochody, ogromna liczba skuterów, motorów i rowerów, które włączają się do ruchu bez najmniejszego ostrzeżenia. Motocykliści zdają się nie używać ani lusterek, ani zdrowego rozsądku. Po prostu wjeżdżają na drogę. Nasz kierowca co chwila używa klaksonu, aby ostrzec innych użytkowników ruchu. Jedziemy środkiem drogi. Howard tłumaczy, że to tutaj normalne. Dzięki temu samochód ma margines błędu, gdy na drogę wyjedzie mu niespodziewanie motor lub rower. Klakson to najważniejsza część w samochodzie, bez tego kierowca nie ma prawa się tutaj poruszać. Zbliżając się do skrzyżowania kierowca trąbi, zbliżając się do motocyklisty trąbi, aby nie przyszło mu do głowy zmieniać pasa itd. Zdumiewający system, ale działa.

taki widok to normalka
Na drodze czekają również niespodzianki w postaci krów, które spacerują sobie nieśpiesznie i nie robią sobie nic z otaczającego ich zgiełku. Howard mieszka na końcu wioski. Niedaleko znajduje się siedziba Oxalis Adventure Tours, gdzie pracuje wraz z żoną Deb. Firma zajmuje się organizacją wycieczek przygodowych do jaskiń i dżungli. Ich propozycje są unikatowe na skalę światową. Ja zamieszkam w pobliżu, w siedzibie brytyjskich grotołazów, służącej częściowo jako przechowalnia sprzętu, częściowo jako lokum noclegowe dla pracowników Oxalis.

widok z dachu Oxalis

W biurze Oxalis praca wre. Każdy ma jakieś zadanie do wykonania. Przy komputerach siedzi kilkanaście osób, które są odpowiedzialne za promocję, zamówienia, przygotowania kolejnych wycieczek. Jestem podekscytowana. Podglądam pracę tych młodych ludzi. Jeden z nich pokazuje mi nowy film promocyjny z udziałem reżysera Jordana Vogt-Roberts, twórcy najnowszego King Konga, który opowiada o największej jaskini na świecie Hang Son Doong. Niedługo film pojawi się na stronie, ale czeka go jeszcze kilka poprawek. Inna osoba zaczepia mnie i podaje plany wycieczek, w których wezmę udział w najbliższych dniach.

Wdrapuję się na dach Oxalis i obserwuję otoczenie. Widzę wijącą się rzekę Son i spokojnie płynące po niej łódki. Za mgłą przebijają się Góry Annamskie, pokryte lasem tropikalnym. Jak tu pięknie i magiczne.

Po rozpakowaniu się jadę na rowerze do centrum. Muszę kupić bilet powrotny do Hanoi. Jest to pilna sprawa ze względu na zbliżające się największe święto w Wietnamie – TET. Jest to nic innego jak wietnamski Nowy Rok, który przypada na przełomie stycznia i lutego. Jest świętowany przez kilka, a niekiedy kilkanaście dni. Ludzie przemieszczają się w różne strony kraju, aby spędzić święto w gronie rodzinnym, wspominają miniony rok oraz modlą się do przodków o pomyślność w kolejnym. Powoduje to problemy z miejscówkami w pociągach i autobusach – nie mówiąc o cenach biletów, które pikują w górę. Kupuję bilet autobusowy do Hanoi (350 000 dongów) i mogę odetchnąć już z ulgą, że mam to załatwione.

Przy otworze jaskini Phong Nha
Dzisiaj wybieram się na mały rekonesans jaskiniowy. Udaję się na moim pożyczonym rowerze do centrum turystycznego i nabywam bilet do jaskini Phong Nha. (150 000 dongów). Aby się tam dostać należy przepłynąć rzeką Son dystans 3 km długą łódką. Na szczęście przy kasie stoi już grupka turystów, która też chce zwiedzić jaskinię. Składamy się na jedną łódkę (360 000 dongów za łódkę – 14 osób) i całą grupką płyniemy. Gdy zbliżymy się do jaskini, motor zostaje zgaszony, a dwie panie odpychają łódź ręcznie za pomocą długich wioseł. Jaskinia jest dobrze oświetlona i możemy podziwiać przepiękne formacje skalne. Jestem pod wrażeniem. Mój aparat też. Nie wytrzymuje presji. Psuje się jak tylko wpływamy do wnętrza jaskini. Nie zrobię więcej ani jednego zdjęcia. Pozostał telefon.

wewnątrz jaskini Phong Nha

Po kilometrze, opuszczamy łódkę i już na nogach przechodzimy przez piękną piaszczystą plażę w dalszym ciągu napawając się widokami stalaktytów, stalagmitów, zasłon naciekowych i innych form krasowych.

widok z drogi wiodącej do wyżej położonej jaskini

Następnie czeka mnie wspinaczka pod górę, gdzie znajduje się kolejna piękna jaskinia udostępniona dla turystów. Zaczyna padać deszcz, ale jest mi wszystko jedno. Jestem szczęśliwa.

jaskinia wyżej położona

Wieczorem idziemy na kolację. Howard z żoną stołują się na mieście. W domu nie robią nawet śniadania. Niejako, że John nie je praktycznie żadnych warzyw (jak tylko widzi kawałek listka wpada w popłoch), wybór restauracji jest ciężki. Drogą eliminacji wybieramy hinduską knajpkę i tam kończymy ten długi dzień. Jedzenie pyszne, ale ostre:)

Na szczęścia u hindusa nie jedzą psów:) Zasnął na moim plecaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...