sobota, 7 stycznia 2017

WIETNAM - 1 DZIEŃ W HANOI



Jestem zm
ęczona. Kilkanaście godzin lotu, kontrole, zwiedzanie kolejnych sklepów duty-free, czekanie, czekanie i czekanie. Przyglądam się wszystkiemu z zaciekawieniem. Twarze zmieniają się z białych na ciemniejsze i coraz bardziej azjatyckie. Lotnisko Hamad w Doha (Qatar) lśni i uwodzi bogactwem. 
pomysłowy plac zabaw - lotnisko Doha (Qatar)


Lotnisko Hamad w Doha





Gdzie nie spojrzeć przepych i bogactwo  - lotnisko w Quatar

Markowe sklepy przyciągają szejków i bogate Arabki, które pomimo że zakryte, uwodzą pięknie podkreślonymi oczami. W Bangkoku lotnisko początkowo wydaje mi się mniejsze i skromniejsze. Jest bardzo wcześnie rano. Wszystko zaczyna budzić się do życia. Nieliczni turyści porozkładani na fotelach śpią, obsługa sklepów zwodzi kartony z towarem, a sprzątaczki w maseczkach i niebieskich uniformach krzątają się niepostrzeżenie z wiaderkami i workami z papierem toaletowym. Odnajduję leżanki i zapadam w sen. Niepostrzeżenie mija kilka godzin, na szczęście budzę się na czas. W duchu wymawiam sobie, jak mogłam być taka nieodpowiedzialna i nie nastawić sobie zegarka. 

Rozkład lotniska

Leżanki w Bangkoku

Przecież dużo nie brakowało i mogłam zaspać. Dopiero teraz rozglądam się dookoła i szukając swojej bramki widzę jak lotnisko jest rozbudowane i świetnie zorganizowane. Ruch jest rozładowany, dzięki temu, że znajduje się tu kilka skrzydeł, które ze sobą nie kolidują. W dalszą drogę wyruszam z Qatar Airlines. Co dziwne, stewardesy nie wymachują rękami, aby poinstruować pasażerów jak mają zachowywać się w samolocie. Zamiast tego wyświetlany jest film instruktażowy, w którym piłkarze z FC Barcelona w zabawny sposób przekazują potrzebne informacje. Nie można nie docenić pomysłu autora tego krótkiego filmu. Scena z Pique, który przechodzi obok rozhisteryzowanych fanek – bezcenna.




Niestety nie obyło się bez strat już na samym początku. Moje wysokie trekkingowe buty, w których miałam przedzierać się przez dżunglę, a później maszerować przez jaskinię nie zdały egzaminu. W czasie każdej kontroli bezpieczeństwa obsługa prosi, aby je ściągnąć i przez bramki przechodzę w samych skarpetach. Pod tym względem dużo wygodniejsze i bez problemowe byłyby zwykłe adidasy. Tą drobną niedogodnością nie przejęłabym się wcale, gdyby nie fakt, że buty rozleciały się i to w samolocie, kiedy rozciągając nogi założyłam jedną stopę na drugiej. Poczułam, że mam coś pod butem. Okazało się, że to moja naderwana podeszwa. Oderwała się od strony pięty, a pęknięcie kończyło się w połowie buta. W duchu cieszyłam się, że przed wyjazdem mój kochany mąż wymienił mi stare, zniszczone sznurówki na nowe i co najważniejsze dłuższe od poprzednich. Nie zastanawiając się długo, obwiązuje prowizorycznie buty sznurówką. Jak zwykle dopisuje mi szczęście. Buty rozpadają się zupełnie, gdy tylko wychodzę z lotniska w Hanoi. Dokładnie wtedy, kiedy mogę je wymienić na sandały, które znajdowały się wcześniej w bagażu głównym. Po 15 latach moje wspaniałe buty trekkingowe kończą w śmietniku.

Ostanie zdjęcie moich butów

Na lotnisku w Hanoi zgłaszam się z promesą o wydanie mi wizy do Wietnamu. Dokument ten wykupiłam w jednym z wietnamskich biur kilka dni przed wyjazdem z Polski drogą internetową. Jest to dużo tańsza i mniej pracochłonna opcja niż załatwianie wizy w Polsce. Wniosek i zdjęcia dostarczone, czekam cierpliwie, aż zawoła mnie celnik. Na wielkiej tablicy świetlnej pojawia się wreszcie moje wielkie zdjęcie podpisane nazwiskiem i krajem pochodzenia. Celnik przez mikrofon z wielkim trudem czyta moje nazwisko. Zdjęcie nie jest najbardziej korzystne, więc szybko biegnę do stanowiska, aby jak najszybciej zniknęło z tablicy. Jeszcze tylko opłata w wysokości 25$ i staję się szczęśliwym posiadaczem wizy na cały miesiąc.

Hanoi nocą
Aby dostać się do centrum miasta, gdzie znajduje się mój hostel mogę wybrać taksówkę lub autobus. Myśląc o zbliżających się wydatkach związanych z butami stawiam na tańszą opcję i szukam przystanku. Gdy dochodzę do dużego placu ze stającymi autobusami, zauważam przystanek, pytam siedzącą na ławce parę, czy stąd odjeżdża autobus nr 86, bo rozkładu nigdzie nie widzę. Przyglądają mi się badawczo. Uśmiechają się tylko i raz kręcą głową, a raz zaprzeczają. Nikogo więcej nie ma. Siadam na ławce i czekam na autobus. Za chwilę podchodzą Czesi. Też szukają transportu do miasta. Mężczyzna jest bardzo energiczny, wypytuje mnie szybko, skąd wiem, którym autobusem mam jechać do centrum. Tłumaczę mu grzecznie, że informacja jest podana przez mojego kolegę, więc jestem pewna, że numer 86 jedzie dokładnie tam gdzie nasza trójka chce się dostać. Widzę, że się waha. Wskakuje do autobusu, który podjeżdża i wypytuje ludzi w środku. Nikt nic nie rozumie, dopiero jedna dziewczyna się lituje i tłumaczy mu coś po angielsku. Postanawiają jechać tym autobusem. Ja nie wsiadam, ale rozglądam się jeszcze po okolicy. 

jezioro Hoam Kiem - symbol miasta Hanoi

Cofam się do wyjścia z lotniska i zauważam nr 86 na tabliczce, dokładnie naprzeciwko terminala, zaraz za pasem dla taksówek.
Przechodzę na drugą stronę. Przy słupku siedzi dwóch chłopaków. Jeden z nich to Wietnamczyk. Bardzo się cieszy, że przyszłam na przystanek. Jest szczerze uradowany. Nie rozumiem jego radości, ale odwzajemniam uśmiech. Drugi, wysoki, długowłosy blondyn, patrzy na mnie, powiekę jednego oka ma nieco opadniętą. Ubrany kolorowo i luźno.
Pyta: „skąd wiedziałaś, że tu jest nowy przystanek do centrum”. On jest od niedawna otwarty, nikt prawie o nim nie wiem. Dlatego Wietnamczyk tak się ucieszył, że przyszłaś. Nie może naganiać turystów, bo stojący tu taksówkarze, by mu żyć nie dali. Każdy nowy klient bardzo go cieszy.
Kiedy mu odpowiadam, ten tłumaczy mi, że autobusy z przystanku, na którym wcześniej stałam też odjeżdżają do miasta, ale nie do samego ścisłego centrum i jest więcej kombinowania. Sam mieszka tu już 3,5 roku i jest już zadomowiony. Wraca właśnie z wakacji z domu rodzinnego w Wielkiej Brytanii. Tłumaczy mi gdzie mam wysiąść, a kontroler biletów wskazuje w którą uliczkę mam się kierować. Płacę 30.000 dongów. (1,5$). Niestety nie mam przy sobie żadnej mapy, więc idę trochę na oślep. Po kilku minutach wiem, że sama tam nie trafię. Wyszukuję starego maila z adresem hostelu i pytam się przechodniów, nie próbując nawet wymówić nazwy ulicy, tylko przytykając im telefon pod same oczy. 

Hanoi nocą
Metodą prób i błędów trafiam do malutkiej, wąskiej uliczki, zawalonej skuterami, tuż przy nich prowizoryczne kuchnie prosto na ziemi. Na niziutkich plastikowych krzesełkach siedzą ludzie i jedzą. Obok palniki z garnkami i patelniami, z których unosi się para. Drzwi wszędzie pootwierane na oścież, z niektórych dochodzi taki zapach, że ledwie mogę złapać oddech. Smród starego oleju, ryb i resztek jedzenia, które wszędzie się walają. Mieszanka wybuchowa. Pośpiesznie mijam ludzi i śmieci i staję przy moim hostelu. Nie zachwyca, ale z drugiej strony, co by się chciało za 11$ za noc. Z drugiej strony, to tak jakbym zamieszkała w China Town. Wąskie, wysokie, zaniedbane domy pełne zakamarków i tajemnic. Już mi się podoba. Recepcjonista okazuje się miły, pokazuje mi pokój. Mikroskopijny pokój z przesuwnymi drzwiami. Cały pokój to w zasadzie łóżko z malusieńkim przejściem do łazienki. Łazienka to ubikacja bez klapy i prysznic tuż nad nim. Kabiny brak. Powstrzymuję śmiech. Dziękuję ładnie za pokój i już się zastanawiam, jak tu będę brała prysznic. Można od razu sikać i się myć:)


zatłoczone ulice Hanoi 

Jeszcze dzisiaj wybieram się do centrum, a w zasadzie to już jestem na starówce. Szwendam się przez kolejnych kilka godzin po mieście. Nie mogę nacieszyć się nowym miejscem. Szkoda spać. Tyle tu ludzi, dźwięków, zapachów, świateł. Dopiero zmęczenie i mocno bolące nogi zmuszają mnie do powrotu do hotelu. Jestem zachwycona. 

Most Wschodzącego Słońca na jeziorze Hoam Kiem

jeden z domów na starówce





2 komentarze:

  1. Ale Ci zazdroszczę.... I podziwiam!!! Sama bym tak chciała! Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.... Bezpiecznej fascynującej podróży!

    OdpowiedzUsuń
  2. czytam i buzia się smieje
    Ilekroć wspominam samotne wyjazdy to jakbym czuł co i ty czułaś
    troche towarzyszącego dreszczyku

    OdpowiedzUsuń

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...