Kiedy moja powieka unosi się w górę,
nie wierzę w to co widzę. Moja córka, ubrana, leży na mojej
walizce i próbuje ją dopiąć. Jest podekscytowana wyjazdem. Wstaję
i robię kanapki na drogę. Rzadko to robię, zazwyczaj Witek wyręcza
mnie w takich pracach, ale w taki świetnie zapowiadający się
dzionek nie marudzę i rzucam się wir przygotowań. Jeszcze kilka
kursów w miasto i około 12 jesteśmy gotowi do wyjazdu.
Naszym
celem jest dzisiaj Mikulov, małe miasteczko na Morawach, tuż przy
granicy z Austrią. Mamy sporo czasu, więc spontanicznie skręcamy
do Ołomuńca, drugiego pod względem ilości zabytków miasta w
Republice Czeskiej. Od dłuższego czasu pragnę odwiedzić to
miasto. Dzięki temu, że jest niedziela bez problemu parkujemy w
centrum i wdrapujemy się w kierunku pierwszego placu. Plac jest
obszerny, a na środku stoi kolumna. Czyżby to była ta słynna
kolumna morowa, o której tyle trąbią. Nie możliwe. Jest piękna,
ale bez przesady. Wpis na listę kulturowego dziedzictwa UNESCO do
czegoś zobowiązuje. Podchodzimy bliżej. To kolumna morowa, owszem,
ale kolumna ze statuą Maryi, wybudowana na początku XVIII wieku,
tuż po zakończeniu epidemii, która wybuchła w mieście.
|
Tajemniczy mężczyzna |
Plac jest pustawy, na murku pobliskiej
fontanny siedzi młodzieniec z rudą brodą. Ma obcisłe spodnie,
dopasowaną marynarkę i nonszalancko narzucony długi szal. Siedzi
wyprostowany, z założoną nogą na nogę. Twarz jego jest zastygła
w zamyśleniu. Trochę jak nie z tego świata. Pewnie układa wiersz
w głowie. Po dłuższej chwili wstaje, przekłada przez ramię
sztruksową torbę, rozkłada parasol w zupełnie bezdeszczowy dzień
i spacerowym krokiem mija nas w sobie tylko znanym kierunku. Za
chwile zniknie w bramie kamieniczki i wróci do swoich czasów.
|
Rynek z Kolumną Trójcy Przenajświętszej i Ratuszem w tle |
Dochodzą do nas dźwięki muzyki
jazzowej. Ruszamy w jej kierunku. Przechodzimy na jeszcze większy
plac. W mieście trwają Ekologiczne Dni Ołomuńca. Rynek pełen
jest straganów i stoisk. Po prawej stronie prowizoryczna estrada, a
na niej zespół jazzowy. Grupa osób ustawionych tuż pod sceną
oklaskuje kolejne utwory.
|
Rynek w Ołomuńcu |
Anka jest zainteresowana piłowaniem drzew,
ale już zupełnie jest stracona, gdy dochodzimy do stoiska z
artykułami wiklinowymi. Podchodzi do mężczyzny, który siedzi i
zręcznie operując witkami konstruuje koszyk. Obserwuje natarczywie
każdy jego ruch i zdaje się być tym zafascynowana. Szukam słynnych
serków ołomunieckich, ale nigdzie ich nie spotykam. Stoisko serów
pełne jest oscypków, ale serków ołomunieckich brak. Wśród tego
harmidru, unoszących się zapachów, stoisk pełnych cudeniek,
dumnie i niewzruszenie stoi kolumna Trójcy Przenajświętszej. Nie
da się jej pomylić z niczym innym. Ma 35 metrów wysokości i jest
bogato rzeźbiona. Postawiona przez mieszkańców, jako wotum
dziękczynne za uwolnienie od zarazy, jest perełką wśród zabytków
tego typu. Budowana przez 38 lat i wyświęcona w 1754 jest
przykładem baroku ołomunieckiego. Jestem pod wrażeniem.
|
Ania, nogi Witka i Zuzia |
|
Czeskie frytki |
Do Mikulova dojeżdżamy wieczorem.
Mamy zamieszkać na jedną noc w Mikulovskim Rudolfinum. Szukamy ulicy Brneńskiej 88. Objeżdżamy i przechodzimy wzdłuż prawie całą ulicę
i nie możemy znaleźć takiego numeru. Od centrum numery idą
rosnąco, ale naszego numeru nie ma. Wyjeżdżamy z miasta dwukrotnie
i nie możemy znaleźć naszego hotelu. W końcu parkujemy w centrum
i przechodzimy przez ryneczek i w jednej z bocznych uliczek
przypadkowo natykamy się na naszą ulicę i nasz upragniony hotelik.
Zdaje się, że budynek ma podwójną numerację. Na budynku jest
numer 9 i 88. Nie jest on oznaczony jako hotel. Na parterze znajduje
się galeria sztuki i optyk. Drzwi są zamknięte. Dzwonimy
domofonem i wychodzi do nas po dłuższej chwili starszy, uroczy pan.
Omiata wzrokiem naszą trójkę i zapraszając do środka z uśmiechem
mówi: „ Czekałem na Was”. Wielkie drewniane drzwi zamykają
się za nami z głośnym zgrzytem.
|
Rudolfinum - nasz hotel w Mikulovie |
W sieni przechodzimy przez
szklane drzwi i stajemy przed ażurową bramą, za którą widzimy
schody na piętro. Czech instruuje nas, który dokładnie metalowy
pręt należy przekręcić, aby drzwi się otworzyły. Anka jest
zachwycona. Na pierwszym piętrze kolejne drzwi, wyglądające jak
półokrągłe okno i tuż za nim balkonik prowadzący na piękny
arkadowy dziedziniec miniaturowych rozmiarów z maleńką fontanną
na środku. My mieszkamy na poddaszu, w uroczym pokoiku z jednym
wykuszowym okienkiem tuż przy suficie. Wyruszamy na krótki spacer
po mieście. Na rynku słup morowy, już nie taki okazały, fontanna
z rzeźbą Pomony – rzymską boginią sadów i drzew owocowych oraz
zabytkowe renesansowe kamieniczki i kościół. Szczególnie podoba
nam się Dom u Rycerzy – wykonany w technice sgraffito (artysta
nakładał najpierw kolejne warstwy tynku, a następnie zeskrobywał
fragmenty wierzchnie w czasie kiedy jeszcze nie zaschły.
|
Nocne widma w Mikulovie |
W ten
sposób powstały postacie związane z historią miasta i regionu).
Nad miastem góruje zamek, który należał początkowo do rodziny
Lichtensteinów, a później do rodu Ditrichsteinów. Ta ostania
rodzina miała wielki wpływ na rozwój miasta. Przebudowała zamek,
ufundowała wiele budynków użyteczności publicznej w mieście.
Umożliwiła też osiedlanie się społeczności żydowskiej (XV
wiek), dzięki czemu w połowie XIX wieku Żydzi stanowili ponad 40%
mieszkańców tworząc prężnie działającą gminę żydowską. Z
kilku synagog przetrwała do naszych czasów tylko jedna, w zeszłym
roku odrestaurowana i na nowo otwarta jako centrum kulturalne. Sam
zamek przetrwał do 1945, kiedy to został spalony przez uciekającą
armię niemiecką. Po latach odbudowano zamek i stworzono muzeum.
Najbardziej imponującym eksponatem jest beczka z 1643 roku mogąca
pomieścić 101 tysięcy litrów wina. Przemykaliśmy się uliczkami
oświetlonymi pięknie oświetlonymi lampionami. Nie udało nam
się uniknąć Polaków, którzy idąc podchmieloną grupą
męcząco co chwila pokrzykiwali „Brunhildo” zakłócając spokój
nocy. Cóż nam pozostało. Podążyliśmy do naszego schronienia na
poddaszu, aby oddać w ramiona Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz