Podążamy autostradą I-5.
Przekraczamy granicę i jesteśmy w Oregonie. Jedziemy już
kilka godzin i jesteśmy zmęczeni. Witek chce koniecznie napić się
kawy. Dlaczego by nie! Czas na codzienną lekcję angielskiego.
Dzisiejsze zadanie: zamówić kawę w McDonaldzie.
- Jak mam się zapytać o kawę z mlekiem i cukrem– pyta mnie po raz drugi.
- Coffe with cream and sugar, please – podpowiadam.
- ok, jestem gotowy – Witek odlicza drobniaki i idzie sam do kasy, wyraźnie podekscytowany.
Za minutę wraca bez kawy. Wziął za
mało pieniędzy.
- daj mi cały portfel, Ela. Nie będę szedł jak ciul z drobniakami, żeby mi znowu zabrakło.
Witek wraca po chwili z kawą i
plastikową butelką z mlekiem. Patrzymy na niego zdziwieni.
- dlatego mi zabrakło. Ona zrozumiała, że chcę mleko w butelce, a nie mleczko do kawy.
- czy nie powiedziałeś przypadkiem „milk” zamiast „cream”? uśmiecham się.
Ela natychmiast wybucha śmiechem, a
Witek cały spocony, macha ręką zrezygnowany i pije swoją kawę.
Drugie dzisiejsze zadanie. Zapytać się
o visitor center czyli punkt informacyjny. Potrzebujemy mapę
Oregonu. Tym razem Ela towarzyszy Witkowi. Widzę z okna jak idą.
Podśmiewają się razem, ale wiem że trochę się stresują.
Wracają w skowronkach. Udało się. Misja zakończyła się sukcesem.
Zapytali się, kobieta ich zrozumiała, a oni zrozumieli instrukcje.
Jestem z nich dumna.
Visitor center jest zamknięte, ale na
stojaku przy drzwiach leżą mapy i różne broszury. Sięgam po mapę
szlaku winnego. Spoglądam na Elę i wiemy już jaki jest nasz
kolejny cel. Dolina Umpqua to kolebka przemysłu winnego w Oregonie.
Pierwsza winnica powstała w 1961 w okolicach Roseburg. Według
znawców, wina są coraz lepsze, być może kiedyś zagrożą tym
kalifornijskim. Dolina podzielona jest na wiele mniejszych dolin, z
których każda charakteryzuje się odmienną glebą. Różnorodność
klimatu i krajobrazu umożliwia uprawę kilku odmian winorośli.
Wśród najbardziej popularnych są Pinot Noir, Riesling, Cabernet i
Merlot.
Winnica wita nas |
Wybieramy winnicę położoną najbardziej na północy winnego szlaku. Jest to Sienna Ridge Estate. Wchodzimy do historycznego
wiktoriańskiego domu o pięknym wnętrzu. Kobieta siedzi przy
stoliku i czyta, tuż obok mały śmieszny pies. Lucy podnosi się na nasz
widok i śpiewnym, wesołym głosem zaprasza na degustację. Jest w
tak wesołym nastroju, że zastanawiamy się czy nie degustowała od
rana.
Winnica Sienna Ridge Estate |
Opowiada nam historię domu i winnicy. Skacze z tematu na
temat. Pijemy Cabernet i Riesling, zagryzamy krakersami i próbujemy
kolejne rodzaje win. Pies lata dookoła Ani i zaczynają wspólną
zabawę. Oglądamy salon i jest nam coraz weselej. Lucy nalewa nam
kolejny kieliszek. Jej rozszczebiotanie zaczyna być nawet zabawne.
Witek fotografuje i podgryza krakersy. Nagle słyszymy huk i
krzyk : „oh my God!!” Odwracamy się z Elą i naszym oczom
ukazuje się skulony Witek i rozbita na malutkie kawałki ozdobna
porcelanowa waza.
Degustacja w trakcie |
Spadła z podestu razem z tablicą informacyjną.
Witek trzyma się za głowę i pojękuje. Biedak próbował ratować
tablicę, którą zawadziła Ania, przy okazji zwalając jeszcze
wazę. Pani w dramatycznym uniesieniu powtarza kilkakrotnie „Oh,
my God”. Patrzę na to wszystko i nie wiem czy mam się śmiać czy
płakać. Po chwili paniki Lucy przytomnieje, a my zaczynamy
zamiatać i sprzątać popękane cudeńko. Ela wzięła w rękę
kawałek rozbitej wazy i stwierdziła ze zdziwieniem:
- to jest plastikowe
- jakieś tworzywo chyba – dodaję. Niezła imitacja. Wyglądała na bardzo drogą wazę.
Ania zaprzyjaźnia się z psem |
Kobieta widząc rozpacz w oczach Witka
zaczyna go pocieszać.
- Nie martw się. Ja ostatnio zbiłam dwa razy większy wazon wart 250$ i właściciel machnął na to tylko ręką. Dzwoni i za chwilę wraca zadowolona.
- wszystko załatwione – mówi do Witka i podnosi kciuk do góry - Proszę, nie martw się!
Dokańczamy degustację i kupujemy 4 butelki wina. Witek w ogóle nie protestuje. Kobieta przynosi nam butelki tanecznym krokiem i podśpiewując pakuje je w karton.
Dalsza zabawa z psem |
Długo jeszcze wspominamy naszą
przygodę. Wieczorem dojeżdżamy do Portland i o 20.00 zgodnie z
planem jesteśmy w małym miasteczku Vancouver, gdzie czeka już na
nas Stacey i Chris. Ale o tym już w następnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz