Leniwie się przeciągam. Otwieram
oczy. Anka kręci się obok. Już nie śpi. Na parterze słyszę
skwierczenie bekonu. Będą jajka. Joe to perfekcjonista. Wszystko
robi z pełnym zaangażowaniem. Jajecznica jest pyszna. Naomi
przygotowuje świeże owoce. Uwielbiam ten dom pełen tajemnic.
Kapelusze, obrazy koni i ilustracje do bajek, regały pełne pięknych
albumów, stare pianino i stosy płyt winylowych w rogu salonu. Każdy
przedmiot ma swoją historię, która czeka na opowiedzenie.
Hurricane Ridge - widok na najwyższe góry |
Dzisiaj zaczynamy zwiedzanie Parku
Narodowego Olympic. To park często określany jako trzy w jednym -
wysokie ośnieżone góry, lasy deszczowe i dzikie plaże Pacyfiku.
Zaczynamy od gór, a dokładnie od Hurricane Ridge, czyli najwyższego
punktu, do którego można dojechać samochodem. Droga wspina się
stromo na odcinku 27 km pokonując ponad 1500 m przewyższenia. Góry
wyrastają z oceanu. Z punktu widokowego widzimy najwyższe szczyty
włącznie z Mt. Olympus (2428m). W okolicach siedziby parku jest dużo
ubitego śniegu. Rzucamy się kulkami i spacerujemy.
Zima nie chce skapitulować |
Szosą 101 ruszamy na zachód nad
jezioro Lake Crescent. Po drodze zatrzymujemy się na lunch. Lokal
jest znany z pysznego deseru – ciasta z jeżynami. To bardzo
ceniony owoc w tym rejonie. Galon jeżyn kosztuje 40$, a obszary ich
występowania są tajemnicą poliszynela. Rozmawiamy o jeżynach z
właścicielką. Skarży się, że z każdym rokiem jeżyny w skupie
kosztują coraz więcej.
Lake Crescent |
Polodowcowe jezioro Crescent według
legendy zostało przedzielone na pół wielkim kamieniem przez boga,
kiedy ten zobaczył, że dwa plemiona indiańskie mordują się
między sobą w bratobójczej bitwie. Legenda nie mija się bardzo z
prawdą. Dawno temu potężne osunięcie ziemi przedzieliło jezioro
na pół. Droga wije się kręto tuż przy stromym brzegu jeziora.
Nie jeden samochód skończył swój żywot w odmętach jeziora.
Niegdyś miejscowi wierzyli, ze jezioro nie ma dna.
Na trawie odpoczywa kaczuszka - nie będę jej przeszkadzać |
wodospad Merymare |
Spacerujemy krótkim szlakiem do 27
metrowego wodospadu Merymare, który urokliwie spływa po grzbiecie
górskim. Czeka nas jeszcze krótki odpoczynek na tarasie
historycznego Lake Crescent Lodge (restauracja – hotel), gdzie przyjeżdżał na odpoczynek Franklin Delano Roosevelt. Wygłupiamy
się z Anią na molo i spacerujemy wzdłuż brzegu jeziora.
Sielankowe popołudnie musi się kiedyś skończyć. Wracamy do Port
Angeles. Francine żegna się z nami i wraca do Seattle, a my
zabieramy się za pranie i suszenie prania.
Ela z Anią na molo tuż przy Crescent Lake Lodge |
Wieczorem przy kieliszku
kalifornijskiego wina oglądamy zdjęcia Joe i Naomi z
ich podróży po Afryce i Polsce. Jesteśmy zachwyceni zdjęciami.
Sprzęt najwyższej klasy i wprawne oko fotografów daje w rezultacie profesjonalne zdjęcia, których nie powstydziłby się National Geographic. Joe i Naomi po raz kolejny zadziwiają nas swoimi
talentami artystycznymi.
Zapraszam, kto chce odpocząć? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz