poniedziałek, 13 maja 2013

GUMA DO ŻUCIA I MUMIA


relacja z niedziela 05.05.2013

Ciekawe jak nam dzisiaj minie dzień??
Zapowiada się kolejny słoneczny dzień w Seattle. Chcemy zrobić polskie śniadanie, ale mały sklepik z europejskimi produktami jest otwarty od 12, więc poprzestajemy na kiełbaskach, jajecznicy i owocach. Francine stawia przed nami słoik z szatkowaną czerwoną kapustą. Patrzymy na nią zdziwieni i tłumaczymy, że kapusta lepiej nadaje się jako dodatek do obiadu.

Targowisko - Public Market
  • świetny pomysł. Właśnie zastanawiałam się do czego ich użyć. Wypatrzyłam w sklepiku i kupiłam – śmieje się nasza gospodyni.

    Ania na wielkiej śwince skarbonce
Oprócz Francine dołącza do nas Vernetta. Zaopatrujemy się w butelki z wodą i ruszamy w miasto. Udajemy się na słynny Pike Place Market. Niegdyś targ rybny, gdzie można było kupić ryby prosto z kutra, dzisiaj oblegane przez turystów dwupiętrowe targowisko pełne lokalnych produktów, ale też pamiątek, małych księgarni, stoisk z jedzeniem i piciem. Mieszkańcy omijają to miejsce szerokim łukiem.

Ania wcina drożdżówkę
Jest tu drogo i tłocznie. Podobają się nam galeryjki i niektóre sklepy z używanymi płytami i książkami. Wychodzimy poza zadaszoną część i oglądamy stoiska z kwiatami i budki z egzotycznymi przysmakami. Przy stoisku z rybami i owocami morza jest gwarno. Młodzi sprzedawcy podśpiewują głośno za każdym razem, gdy dostaną napiwek. Gdy mijamy stoiska z owocami daję się namówić na spróbowanie gruszek, które wyglądają bardzo apetycznie. Kupuję 5 sztuk i jestem zdziwiona gdy za gruszki i kiść bananów płacę prawie 20$. Cena za funt (czyli niecałe pół kilo) 3$ + podatek. Najdroższe gruszki w moim życiu. Przypomina mi się najdroższy parking w moim życiu, za który zapłaciliśmy 26$ za cały dzień (Seattle).

Targ rybny
Stragany z warzywami i owocami
Ania wcina drożdżówkę, a my zauważamy Starbucksa. To pierwszy Starbucks na świecie. Starbucks jak Starbucks, ale kolejka przynajmniej godzinna. Przed kawiarnią ustawił się zespół. Grają, tańczą i śpiewają irlandzkie piosenki czekając na datki.

Francine woła mnie na bok:

Gumowa ściana
  • muszę Ci coś pokazać.
  • chyba nie Post Alley – krzyczy za nami Vernetta. To obrzydliwe miejsce.
  • musicie to wszyscy zobaczyć – powtarza i stara się nie zwracać uwagi na zniesmaczoną minę Vernetty.
Post Alley
Idziemy coraz bardziej zaciekawieni. Nagle naszym oczom ukazuje się wąska uliczka. Domy po obu stronach oblepione są gumami do życia. Na ścianach występują wszystkie kolory tęczy. Turyści doklejają kolejne. Uważam, żeby niczego nie dotknąć. Ania jest zafascynowana wzorami na ścianach i chce koniecznie ich dotknąć. Musimy ją pilnować, żeby nie zrealizowała swojego planu.

Przemieszczamy się do portu. Przy przystani 57 znajduje się ogromne koło widokowe, mijamy je i szukamy restauracji. Vernetta zaprasza nas do słynnego lokalu Ivara Feedinga, gdzie sprzedawane są fish and chips (czyli ryba z frytkami). Na zewnątrz ustawione są stoliki, a między nimi urzęduje banda mew, czekających na resztki. Są hałaśliwe i bezczelne. Miejsce to cieszy się popularnością wśród mieszkańców. W dzieciństwie w niedzielne południe Francine z rodzicami przychodziła tu na lunch i spacer. Powoli wracamy na parking.

Strażacy w Seattle
Witek dostrzega jednostkę straży pożarnej. Ogląda przycumowane łódki i statki gaśnicze. Jest zafascynowany. Vernetta nie myśląc długo, obchodzi jednostkę dookoła i kiedy za ogrodzeniem dostrzega strażaka siedzącego na krześle, relaksującego się z książką w ręku, swoim donośnym wewnętrznym głosem krzyczy do niego:
  • Hello, strażaku. Mamy tu strażaka z Polski. Proszę zejść na dół i nam otworzyć.

Patrzę na nią z niedowierzaniem. Za chwilę brama się otwiera i wychodzi kilku mężczyzn. Uśmiechają się i podchodzą do nas. Witek wymienia z nimi poglądy. Zadaje im kilka pytań, robi
zdjęcia. Zbiera się coraz większa grupka ludzi. Wszyscy chcą sobie zrobić zdjęcie ze strażakami. Przyzwyczajeni do tego strażacy, uśmiechają się grzecznie i odpowiadają na pytania. Strażak to zawód zaufania społecznego. Każdy mały chłopiec w Ameryce chce być strażakiem lub kowbojem.

Statki gaśnicze w Seattle
Francine ponownie ciągnie mnie za rękę, żeby mi coś pokazać. Wchodzimy do dużego sklepu. Jest tu bardzo dziwnie. Na ścianach wiszą maski, wypchane zwierzęta, wszędzie pełno rupieci najróżniejszego kalibru. Między magicznymi przedmiotami, leżą skóry, indiańskie rzeźby, obrazy. Na końcu długiego sklepu stoją 3 gabloty. W środkowej leżą skurczone ludzkie głowy. W pozostałych dwóch stoją zasuszone ludzkie ciała. W jednej jest mumia Sylwester, a w drugiej Sylvia. Patrzę na to zahipnotyzowana.
  • Co to jest? - pytam mojej towarzyszki.
  • To ciała znalezione na pustyni przez traperów wiele lat temu. Dostarczyli je tutaj. Sklep Ye Olde Curiosity istnieje od 1889 roku i jest obecnie prowadzony przez czwartą generację rodziny. Od najdawniejszych czasów sklep specjalizuje się w najdziwniejszych, egzotycznych przedmiotach, które przywozili podróżnicy z całego świata. Do tej pory właściciele kupują dzieła bezpośrednio od Indian.
Skurczone głowy w Ye Olde Curiosity shop w Seattle
Sylvia w Ye Olde Curiosity shop
Pogoda jest tak piękna, że nie pozostaje nam nic innego, niż zakończenie go na plaży i spacer nadbrzeżem. Ania natychmiast namierza plac zabaw i już jej nie ma, a z nią Witka. Dziewczyny wygrzewają się na słońcu, moczą nogi w lodowatym oceanie i przyglądają się grupce bardzo otyłych nastolatków, którzy próbują grać w piłkę.
Parking dla łódek
Przystań jachtowa w Seattle

Wieczór kończy się przy wódeczce i winie. Oglądamy albumy o Polsce i Washingtonie.

Pogawędki przy winie: Francine, Aneta i Vernetta
Ps. Dzięki Francine za albumy. Jesteśmy wdzięczni.

Tak się dzisiaj bawiliśmy


1 komentarz:

  1. Wszystko super !
    Ciekawa jestem co u Lindy ;-)
    Czekam na relację. Buziaki

    Aga

    OdpowiedzUsuń

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...