czwartek, 9 maja 2013

ZAGINIONE WYBRZEŻE

relacja z niedziela 28.04.2013

Budzimy się na jakimś parkingu. Jest cicho, chociaż już prawie dziewiąta. Niedziela. Wczoraj późnym wieczorem próbowaliśmy znaleźć jakąś dobrą miejscówkę. Ciągle nam coś nie pasowało. Mijały kolejne kilometry. Kiedy przebiegła nam rodzinka jeleni tuż przed maską, już nie zastanawialiśmy się długo, tylko w najbliższym miasteczku zjechaliśmy za stację benzynową i na parkingu pocztowym zaczęliśmy lokować się do spania. Wyglądam przez okno. Typowe małe miasteczko. Dwie stacje benzynowe obok siebie, kilka drewnianych sklepów, bar i drive-in z kawą (czyli jak w McDonaldzie) – podjeżdżasz pod kasę – zamawiasz poranną kawę, ciasteczko i odjeżdżasz. Ustawiła się kolejka 5 pick-upów. Idziemy umyć zęby na stację benzynową, pakujemy się i ruszamy w dalszą trasę.

Śniadanie w Avenue Cafe w miasteczku Miranda
W miasteczku Miranda, tuż przed Humbold State Park (park stanowy) zatrzymujemy się na śniadanie. Bierzemy standard: jajka, bekon, grzanki i kawę.
  • nawet trochę kawy czuję w tej kawie!! - zakrzyknęła niemal Ela
  • i trochę pachnie kawą – dodał Witek. Najlepsza kawa jaką piłem do tej pory w Ameryce.

    Oglądamy przydrożny cmentarz. Początkowo myślimy że to cmentarz zwierzęcy -  ale szybko się  reflektujemy
Delektujemy się kawą i resztą śniadania. Wszystko jest pyszne. W dużo lepszym humorze, leniwie rozciągając się, wsiadamy do samochodu. Ruszamy w stronę Redwood National Park z najwyższymi drzewami na świecie, które osiągają nawet 100 metrów wysokości. Wiecznie zielone sekwoje pojawiają się już w parku stanowym przez który właśnie przejeżdżamy. Tuż obok widzimy reklamę – drzewo, przez które można przejechać samochodem – ogrodzone płotem i bramka wjazdowa – przyjemność zrobienia sobie zdjęcia z niecodziennym drzewem i przejazdu 5$. Patrzymy na siebie i wiemy, że to niewarta inwestycja. Patrzę na mapę i widzę intrygującą nazwę – zaginiona latarnia. Moja ciekawość jest coraz większa. Może trzeba zmienić nieco plany i poszukać tej latarni. Skręcamy w lewo na zachód i lasem Rockefellera dostaniemy się na wybrzeże. Okazuje się, że droga przez las nie jest prosta. Serpentyny i przewyższenie – a przez las trzeba przejechać 37 mil. Dobrze, że nie powiedziałam Witkowi, że to tak daleko – bo na pewno by się nie zgodził. Na jego pytanie – czy daleko jeszcze – macham tylko głową i odpowiadam, że już pewnie nie daleko. Próbuję zainteresować go historią tego lasu.
  • A wiesz czemu ten las nazywa się lasem Rockefellera?
  • Nie mam pojęcia
  • To na cześć Johna Rockefellera Juniora, który będąc pod ogromnym wrażeniem tego pradawnego lasu wyłożył kilka milionów dolarów na wykupienie tej ziemi od prywatnej firmy i ustanowienie tu parku stanowego – referuję. Było to w 1931 roku
  • daleko jeszcze? - hamulce mi się zagrzeją – niepocieszony Witek pyta ponownie
Przestaje jednak pytać, kiedy widzi niesamowitą scenerię lasów z punktów widokowych.

zdezelowany dystrybutor
Hilary, Patrycja, Aneta, Ela i Ania 
  • Daleko jeszcze do tej latarni? - pyta Witek. Nie mamy już za wiele benzyny.
Spoglądam na mapę i stwierdzam – może być ciężko. Ta cieniutka droga ciągnie się wybrzeżem i nie widzę tu żadnej stacji benzynowej - Wzdycham ciężko.

W poszukiwaniu latarni
Przed nami wioska. Trzeba się dowiedzieć, gdzie tu można zatankować i jak dojechać do latarni. Zatrzymujemy się przy domu. W ogródku pracuje mężczyzna, cały wytatuowany. Pytam o drogę do latarni i stacji benzynowej. Kiedy ten dowiaduje się, że mamy benzyny tylko na 80 mil doradza nam, żebyśmy zatankowali w centrum, bo może nas spotkać przykra niespodzianka jeżeli tego nie zrobimy. Jedziemy do centrum. To centrum to pustkowie z takim trochę większym sklepikiem. W środku kilka regałów z jedzeniem, chemią, część jadalna, wypożyczalni filmów, obok mała poczta. Na zewnątrz 2 stare, wysłużone dystrybutory. Przed sklepem stoją trzy samochody. Wchodzę do środka i chcę przedpłacić za tankowanie. Młoda dziewczyna z rzędem dużych białych zębów i czapką na głowie uśmiecha się tylko i mówi, że możemy zapłacić po tankowaniu i ostrzega, że benzyna jest tu droga (1 galon za 4.50$). Nie potrafimy zatankować. Nie mamy pojęcia jak ten dystrybutor działa. Wracam na stację. Dziewczyna uśmiecha się ponownie i niczym niestropiona prosi swojego klienta, który stoi w kolejce, aby popilnował jej sklepu i wychodzi tuż za mną. Doradza zatankować 5 galonów i kręci coś drążkiem przy dystrybutorze. Paliwo leci, jesteśmy uratowani.
  • chodźcie zobaczyć ten sklep. Wygląda jak wyciągnięty żywcem z przystanku Alaska, a ta dziewczyna wygląda jak Hilary Swank – wołam do Witka i Eli.

    Gdzie ta latarnia?
Idziemy wszyscy i przechadzamy się z podziwem po sklepie. Ktoś nas zaczepia i pyta skąd jesteśmy. Kiedy mówię, że z Polski, nasza Hilary szybko wybiega ze sklepu pomimo że klienci czekają. Nie wiemy o co chodzi. Za chwilę wraca z kobietą około 65 lat. Ta uśmiechnięta od ucha do ucha pani odzywa się do nas. Jestem Patrycja. Moja babcia była Polką. Mówi to po polsku z niewielkim akcentem amerykańskim. Robimy wielkie oczy. Przytula się do nas i wita serdecznie.
  • Tu nigdy nie było żadnych Polaków. W końcu mogę z kimś porozmawiać. Moja babcia przybyła do Ameryki kiedy miała 16 lat i mieszkała tu całe życie, tak jak moja matka i ja. Jak to dobrze usłyszeć polski język - Wzruszona opowiada o rodzinie i swoich losach.

    Witek zatrzymaj się. Ktoś łapie stopa
Jesteśmy wzruszeni, rozmawiamy z nią przez dłuższą chwilę, ale musimy jechać dalej. Do latarni skręcamy w szutrową drogę. Trochę to dla mnie podejrzane. Jedziemy kilka kilometrów i nagle naszym oczom przedstawia się Pacyfik i wpadająca do niego rzeka. 


Wspinamy się coraz wyżej i wyżej. Widok plaży i oceanu jest oszałamiający. Latarni w dalszym ciągu nie widać. 


Czasu mamy coraz mniej. Musimy zawracać, ale jedziemy jeszcze na samotną plażę, która widzimy z góry. 


Ania wbiega do lodowatej wody, zbiera kamienie. Robimy zdjęcia i wygłupiamy się. Jedyna droga powrotu prowadzi nas w bardzo wysokie góry. 





Widoki są nie do opisania. Wjeżdżamy niemal w chmury. Gdy jesteśmy z powrotem w dolinie, jest już ciemno. Omijamy prawą stroną Park Narodowy Redwood i podążamy stanową autostradą I-5 w kierunku Oregonu. Być może najwyższej sekwoi nie widzieliśmy, ale dzisiejszego dnia nikt z nas nigdy nie zapomni.









2 komentarze:

Polecany post

NOWE ŻYCIE SZACHOWNICY

Jaskinia Szachownica Fundacja Speleologia Polska angażuje się w wiele pożytecznych projektów. Jednym z nich jest dokumentacja jaskini...