Droga do Nevady |
Judy żegna nas w swoim sklepie. W
części środkowej znajduje się mała kawiarnia. W ofercie jest
kawa z ekspresu ciśnieniowego, smoothie (czyli wyciśnięte owoce z
lodem) oraz `ciasteczka. Siadamy przy stoliku i zamawiamy kawę. Judy
siada z nami. Czasami wejdzie ktoś, kupi kawę i wyjdzie. Oglądamy
ubrania i artykuły dekoracyjne. Wnętrze jest przytulne. Na ścianach
wiszą prace lokalnych artystów. Wiele z nich nawiązuje do życia
na Dzikim Zachodzie. Otwarte szafy są pełne eleganckich sukienek i
spódnic. Na ziemi stoją kowbojki, obok buty na szpilkach. W rogu
regał z poduszkami i ręcznie wyszywanymi ściereczkami. Sklep pełen
jest bibelotów, słoików z miodem i dżemami oraz innych tutejszych
przysmaków.
Widoki z okna - droga do Las Vegas |
Mamy do przejechania najdłuższy
odcinek w całej naszej dotychczasowej podróży. 900 mil nie brzmi
zachęcająco. Ociągamy się, wiedząc, że mamy przed sobą parę
dobrych godzin siedzenia. Czas ucieka nieubłaganie. Po raz kolejny
żegnamy się z Judy i ruszamy w trasę.
Ania od razu chce oglądać bajki,
które pożyczyła od cioci. Mały ekran przy suficie daje jej
odrobinę rozrywki. Śmieje się i powtarza słowa piosenek.
Tymczasem Witek i Ela studiują mapę. Droga do Las Vegas według
naszych kowbojów bardzo nudna, dla nas jawi się ciekawie. Tereny
półpustynne, góry, przestrzeń i pośrodku tego wszystkiego my.
Tankujemy się do pełna. Tabliczki z
napisem: następna stacja za 140 mil to tutaj nic nowego. Droga w
większości pusta. Mila mija za milą. Późnym popołudniem
dojeżdżamy do Nevady. Pierwsze miasteczko, a właściwie motel,
kasyno i 2 stacje benzynowe nie wyglądają zachęcająco. Chcemy
kupić owoce, chleb, sok i wodę. W sklepie tuż przy stacji
benzynowej, który okazuje się supermarketem – korzystamy z
toalety i nabywamy wszystkie potrzebne artykuły. Pośrodku wielkiej
pustki, w klimatyzowanym pomieszczeniu, które odgradza mnie od
nagrzanego powietrza na zewnątrz czuję się zagubiona w czasie.
Patrzę na kasjerkę, grubą kobietę o ciemnej karnacji. Jej oczy
Indianki zapadają się w fałdach tłuszczu. Zdaje się tu być nie
na miejscu. Już nie wiem czy mi się to wszystko nie śni.
Zachód słońca w Nevadzie |
Kolejne kilometry uciekają Jemy banany
i ciastka. Zapada zmrok. Ruch spada niemal do zera. Od czasu do czasu
mijamy pojedyncze, gigantyczne ciężarówki. Gdy spotykamy stację
benzynową, tankujemy, chociaż mamy jeszcze połowę zbiornika.
Większość nocy jedziemy. Ania śpi. Nad ranem jesteśmy tak
zmęczeni, że stajemy i robimy ponad trzygodzinną przerwę. Wszyscy
śpią.
Dolina Śmierci |
Gdy się budzę, wjeżdżamy do Beatty.
Mijamy drogowskaz do Doliny Śmierci. Witek nie może nadziwić się
nad spalaniem samochodu. Prosta droga, żadnych świateł, skrzyżowań
i stała prędkość ustawiona przy pomocy tempomatu pozwalają nam
przejechać 31 mil na 1 galonie benzyny. Ania się budzi. Idziemy się
umyć, przebrać w coś lżejszego i zatrzymujemy się przy sklepie.
Trzeba się przyzwyczaić do wyższych temperatur.
Zabrinski Point |
Dolina Śmierci |
Wszyscy są w dobrych humorach. Do Las
Vegas jest coraz bliżej. Zostało 150 mil do naszego celu. Przez
głowę przelatuje mi pomysł. Jesteśmy na wysokości Parku
Narodowego Death Valley (widziałam przecież znak). Jakby tu
przekonać załogę, abyśmy troszkę zboczyli z drogi i przejechali
przez Park. Nie będzie to proste. Nikt z nas nie lubi wysokich
temperatur, ale z drugiej strony, kiedy tu jeszcze przyjedziemy.
Myślę intensywnie. Taktyka przygotowana. Przeglądam jeszcze mapę.
Jak przejedziemy przez park to specjalnie nie nadrobimy drogi.
Wjedziemy od wschodniej strony i wyjedziemy na południu.
Zabrinski Point - Dolina Śmierci |
- Elu, nie chciałabyś zobaczyć
największej depresji w USA i jednego z najbardziej gorących
miejsc na świecie – zagaduję.
- Nie damy rady wędrować w wysokich
temperaturach. Witek będzie musiał nosić cały czas Anię – odpowiada od razu
- Możemy objechać samochodem całą
trasę Zatrzymamy się przy słonym jeziorku Badwater (-87m p.p.m), zwiedzimy Visitor Center i po drodze zatrzymamy się na
Zabrinski Point (punkt widokowy). Proponuję jeszcze przejechać
między górami, najładniejszą widokową trasą. Ma 15 km, ale jest niebywale malownicza. Co wy na to? - z błyskiem w oku proponuję
- Aneta, znowu chcesz nas wpakować
w kłopoty! - burka pod nosem Witek
- Jak nie będziemy za dużo
chodzić, to się zgadzam – przytakuje Ela.
Patrzę na Witka. Skapitulował.
Decyzja zapadła. Zawracamy. Znajdujemy drogowskaz na Dolinę Śmierci
i za kilka mil jesteśmy w Parku. Temperatura rośnie w
zastraszającym tempie. Z trzydziestu wzrasta do 39 stopni.
Zabrinski Point - Dolina Śmierci |
Położona na pustyni Mojave Dolina
Śmierci ciągnie się przez ponad 200 km. Z jednej strony otoczona
jest górami Panmint, z największym szczytem Telescope Peak (3368m),
z drugiej łańcuchem gór Amargosa. Prawie nigdy nie pada tu deszcz.
Góry skutecznie blokują opady.
Wozy ciągnięte były przez 20 mułów |
Krótki przystanek, aby zobaczyć
wagoniki, którymi pod koniec XIX wieku przewożono boraks z
prowizorycznej kopalni. 20 mułów ciągnęło ciężkie wozy przez
całą dolinę. Minerał, który zwany był białym złotem rozpalał
umysły poszukiwaczy. Wydobycie było opłacalne. Boraks służył do
produkcji mydła i środków piorących.William Colleman, który był
właścicielem tego terenu sprowadził chińskich robotników, którzy
spali i jedli w namiotowym miasteczku, tuż przy miejscu wydobycia.
Ze względu na kłopoty finansowe właściciela i odkrycia boraksu w
innych częściach Kalifornii, kopalnia została zamknięta po 5
latach. Robimy zdjęcia i szybko wracamy.
Badwater - najniższa depresja w USA |
Visitor Center wita nas 42 stopniami
gorąca. Gdy wchodzimy do budynku klimatyzacja działa na pełnych
obrotach. Kupujemy bilet (20$) i rozglądamy się po sklepie z
pamiątkami. Proszę rangera, aby puścił nam film o parku. Zgadza
się ochoczo. Wchodzimy do małej salki kinowej i napawamy się
chłodem. Dolina śmierci nazywa przez Indian Szoszoni płonącą
ziemią. Do tej pory niewielka ich liczba zamieszkuje teren parku i
opiekują się swoją mityczną krainą. Pijemy zimną wodę ze
specjalnych kranów, napełniamy butelki drogocennym płynem i
jedziemy dalej.
Badwater - Dolina Śmierci |
Jest już prawie dwunasta i temperatura
wzrasta o kolejne dwa stopnie. Za kilka mil zbliżamy się do
najniższego punktu na półkuli północnej. Temperatura wynosi 46 stopni. Kiedy otwieramy drzwi uderza w słup gorącego powietrza jakbyśmy
stali przed dmuchawą. Mapa wylatuje komuś z ręki i unosi się
wysoko w powietrze. Nie wiem czy ją znajdę. Biegnę przed siebie i
szlakiem pod górę. Mapa zatrzymuje się na zboczu. Uratowana.
Badwater - Dolina Śmierci |
Ania wysmarowana kremem |
Przechodzimy 50 metrów i oglądamy
popękaną solną równinę. Słone źródełko musiało być przykrą
niespodzianką dla tych którzy kartowali to miejsce, gdyż nazwali
je „Zła Woda”. 10 minut na zewnątrz jest wyczerpujące.
Wsiadamy do samochodu i włączamy natychmiast klimatyzację. Za
chwilę skręcamy z głównej drogi, aby wjechać na szlak
samochodowy Artist's Drive. Różowe, zielone, fioletowe plamy na
górskich zboczach wyglądają jak paleta malarza. Wąska
jednokierunkowa droga wije się wzdłuż wzgórz, raz ostro pod górę,
aby za chwilę opaść w dół. Witek patrzy na wskaźnik oleju.
Niebezpiecznie podniósł się do góry. Stajemy na poboczu. Robimy
zdjęcia. Lepiej nie myśleć, co by się stało, gdyby samochód
zepsuł się nam w takim miejscu. Tym razem jedziemy w dół. Hamulce
są rozgrzane do czerwoności.
W oddali Artist's Drive |
Z niepokojem obserwujemy wskaźniki i
modlimy się, aby szlak się skończył. Gdy wyjeżdżamy z Parku
temperatura spada, ale tylko do 39 stopni.
Do Las Vegas wjeżdżamy około 16.00.
Linda i Dennis mieszkają blisko centrum. Nawigacja doprowadza nas
bezbłędnie pod dom. Co prawda dom Lindy nie ma numeru, ale
spostrzegamy punkt rozpoznawczy – żółty hydrant i już wiemy, że
jesteśmy na miejscu.
Dolina Śmierci |
Powitaniom nie ma końca. Cieszymy się,
że dojechaliśmy. Linda przygotowała na kolację lazanię i pyszną
sałatkę. Jesteśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Do wieczora
rozmawiamy i rozgaszczamy się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz